Les Olympiades (2021)
70-letni Jacques Audiard w swoim najnowszym filmie opowiada o uczuciowym i erotycznym życiu współczesnych 30-latków. I wygląda na to, że niewiele się ono różni od życia uczuciowego i erotycznego w czasach, kiedy on sam miał 30 lat. Owszem, są metody komunikacji, które ułatwiają nawiązanie więzi (lub zniszczenie komuś reputacji), ale poza tym wszystko jest takie same. Może dlatego niemal cały film Audiarda jest czarno-biały, jakby było to dzieło nowofalowe.
Jednak "Paryż, 13. dzielnica" niewiele ma wspólnego z francuską Nową Falą. Bliżej mu jest raczej do "Seksu w wielkim mieście". Ograniczona liczba postaci sprawia, że całość nabiera klimatu typowego dla oper mydlanych, gdzie de facto każdy z każdym prędzej czy później wyląduje w łóżku.
Obserwacje Audiarda, wsparte przez reżyserkę "Portretu kobiety w ogniu" i reżyserkę "Avy", które wspomogły go w pisaniu scenariusza, nie są szczególnie odkrywcze. Ot widzimy, że związek jest funkcją miłości i czasu, że najczarniejsze wydarzenie w naszym życiu może być wrotami prowadzącymi do szczęścia. Bla, bla, bla.
Siłą filmu jest jednak nie to, co opowiada, ale jak to czyni. Pomagają w tym dwie całkiem interesujące postacie kobiece. Męski protagonista też jest intrygujący, ale w mniejszym stopniu, gdyż w przypadku kobiet Audiard pochyla się nad ich uczuciami i motywacjami. W przypadku mężczyzny zatrzymuje się na etapie działań i postaw. Ten podział, jeśli próbuje się opowiadać o współczesnych relacjach, wypada trochę archaicznie. Co nie do końca pozwala się cieszyć tym, jak film jest opowiedziany.
Ocena: 6
Jednak "Paryż, 13. dzielnica" niewiele ma wspólnego z francuską Nową Falą. Bliżej mu jest raczej do "Seksu w wielkim mieście". Ograniczona liczba postaci sprawia, że całość nabiera klimatu typowego dla oper mydlanych, gdzie de facto każdy z każdym prędzej czy później wyląduje w łóżku.
Obserwacje Audiarda, wsparte przez reżyserkę "Portretu kobiety w ogniu" i reżyserkę "Avy", które wspomogły go w pisaniu scenariusza, nie są szczególnie odkrywcze. Ot widzimy, że związek jest funkcją miłości i czasu, że najczarniejsze wydarzenie w naszym życiu może być wrotami prowadzącymi do szczęścia. Bla, bla, bla.
Siłą filmu jest jednak nie to, co opowiada, ale jak to czyni. Pomagają w tym dwie całkiem interesujące postacie kobiece. Męski protagonista też jest intrygujący, ale w mniejszym stopniu, gdyż w przypadku kobiet Audiard pochyla się nad ich uczuciami i motywacjami. W przypadku mężczyzny zatrzymuje się na etapie działań i postaw. Ten podział, jeśli próbuje się opowiadać o współczesnych relacjach, wypada trochę archaicznie. Co nie do końca pozwala się cieszyć tym, jak film jest opowiedziany.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz