Teresa, el cuerpo de Cristo (2007)
Ludzi, którzy odpowiedzialni są za powstanie tego filmu należałoby spalić na stosie. Aż trudno nazwać mi tę masakrę filmem. Zero historii, zero bohaterów i tylko całe wiadro rzygów jakiegoś trzeciorzędnego scenarzysty. Odmawiam uwierzenia, że ten pan, którego nazwiska nie zamierzam wymieniać miał cokolwiek wspólnego z "Drżącym ciałem" (jak przeczytałem na IMDb). To po prostu nie mieści mi się w głowie.
Film, zgodnie z tytułem, ma być biografią świętej Teresy, jednej z najważniejszych kobiet w historii kościoła katolickiego, należąca do grona Doktorów. Gdyby nie napisy końcowe trudno byłoby w to uwierzyć. Na ekranie widać bowiem Żydówkę, której odmówiono rozkoszy cielesnych, zamknięto w klasztorze, gdzie ma się nudzić bądź prostytuować, więc znalazła ulgę w chorobie psychicznej. Studenci psychologii mogą tu jak na dłoni obejrzeć objawy schizofrenii: omamy, urojenia, somatyzację objawów, a nawet katatonię i samookaleczenia. Impulsy id są pod tak silną presją superego, że jedynym ujściem jest masochizm połączony z wiarą bycia wybranką Chrystusa (jedynego mężczyzny, z którym superego pozwala jej na spółkowanie i to też tylko duchowe). W tle jest jakaś intryga polityczna, która gdyby ją opracowano mogłaby film uratować. Jednak w tej slajdowej opowieści jest to strata czasu i kolejne rozczarowanie.
Nic, absolutnie nic nie ratuje tego filmu. Gniot, jakich mało.
Ocena: 1
Film, zgodnie z tytułem, ma być biografią świętej Teresy, jednej z najważniejszych kobiet w historii kościoła katolickiego, należąca do grona Doktorów. Gdyby nie napisy końcowe trudno byłoby w to uwierzyć. Na ekranie widać bowiem Żydówkę, której odmówiono rozkoszy cielesnych, zamknięto w klasztorze, gdzie ma się nudzić bądź prostytuować, więc znalazła ulgę w chorobie psychicznej. Studenci psychologii mogą tu jak na dłoni obejrzeć objawy schizofrenii: omamy, urojenia, somatyzację objawów, a nawet katatonię i samookaleczenia. Impulsy id są pod tak silną presją superego, że jedynym ujściem jest masochizm połączony z wiarą bycia wybranką Chrystusa (jedynego mężczyzny, z którym superego pozwala jej na spółkowanie i to też tylko duchowe). W tle jest jakaś intryga polityczna, która gdyby ją opracowano mogłaby film uratować. Jednak w tej slajdowej opowieści jest to strata czasu i kolejne rozczarowanie.
Nic, absolutnie nic nie ratuje tego filmu. Gniot, jakich mało.
Ocena: 1
Komentarze
Prześlij komentarz