Brideshead Revisited (2008)
Choć "Powrót do Brideshead" jest adaptacją powieści Evelyn Waugh, w rzeczywistości nie jest to film, który powinni oglądać fani powieści. Mogą się bowiem zagubić w oglądanej fabule. Historia została całkowicie zmieniona, zostały tylko pionki i dekoracje, lecz wszystko ustawiono na nowo, redefiniując relacje i zależności.
U Jarrolda ostro zarysowany został trójką miłosny Sebastian-Charles-Julia, czego oczywiście nie było w książce. Wątek homoerotyczny jest niezłym zabiegiem, ale jednak banalizuje problem Sebastiana. W książce Sebastian zapętlony jest w egzystencjalny dylemat bez wyjścia przez co wytchnienia szuka w alkoholu. W filmie jest to afektowany szczeniak, któremu facet złamał serce. Interesujący jest też wątek Charlesa, który nabiera bardziej drapieżnego wyrazu. Jednak zagubiła się w tym wszystkim gdzieś cała esencja historii Waugh. Literacki pierwowzór opowiadał bowiem przede wszystkim o końcu pewnej epoki. Końcu brutalnym i koniecznym, gdyż był to już zatęchły, zepsuty moloch, będący chorobliwą fascynacją i więzieniem, z którego nie sposób się uwolnić. Ten świat uwodził swoim pięknem i odstręczał wewnętrzną zgnilizną. W filmie z tego wszystkie pozostały tylko słowa, słowa, słowa. Szczerze mówiąc bardziej spodobał mi się zwiastun niż sam film.
Fabularna słabość filmu jaka wynika ze niekonsekwentnego zmieniania oryginału sprawia, że nie do końca wczułem się w historię. Jarrold nie przebił się do mnie z tymi swoimi wszystkimi gatkami szmatkami. Jednak wady w pewnym stopniu równoważone są przez piękne zdjęcia i muzykę. Film estetycznie wysmakowany, choć prezentuje typowo angielski 'urok' (jakby to powiedział Anthony Blanche), bez pazura, oryginalności i prawdziwej artystycznej duszy. Plusem są też niezłe kreacje aktorskiej. Emma Thompson jest wspaniała w swej niszczycielskiej dewocji. Idealnym Sebastianem jest Ben Whishaw, zupełnie innym niż Anthony Andrews. Świetnie spisał się też Ed Stoppard w roli Bridy'ego i Patrick Malahide. Na pochwałę zasługują też Matthew Goode (który jednak pozostaje w cieniu Jerem'ego Ironsa) i Hayley Atwell.
Ocena: 6
U Jarrolda ostro zarysowany został trójką miłosny Sebastian-Charles-Julia, czego oczywiście nie było w książce. Wątek homoerotyczny jest niezłym zabiegiem, ale jednak banalizuje problem Sebastiana. W książce Sebastian zapętlony jest w egzystencjalny dylemat bez wyjścia przez co wytchnienia szuka w alkoholu. W filmie jest to afektowany szczeniak, któremu facet złamał serce. Interesujący jest też wątek Charlesa, który nabiera bardziej drapieżnego wyrazu. Jednak zagubiła się w tym wszystkim gdzieś cała esencja historii Waugh. Literacki pierwowzór opowiadał bowiem przede wszystkim o końcu pewnej epoki. Końcu brutalnym i koniecznym, gdyż był to już zatęchły, zepsuty moloch, będący chorobliwą fascynacją i więzieniem, z którego nie sposób się uwolnić. Ten świat uwodził swoim pięknem i odstręczał wewnętrzną zgnilizną. W filmie z tego wszystkie pozostały tylko słowa, słowa, słowa. Szczerze mówiąc bardziej spodobał mi się zwiastun niż sam film.
Fabularna słabość filmu jaka wynika ze niekonsekwentnego zmieniania oryginału sprawia, że nie do końca wczułem się w historię. Jarrold nie przebił się do mnie z tymi swoimi wszystkimi gatkami szmatkami. Jednak wady w pewnym stopniu równoważone są przez piękne zdjęcia i muzykę. Film estetycznie wysmakowany, choć prezentuje typowo angielski 'urok' (jakby to powiedział Anthony Blanche), bez pazura, oryginalności i prawdziwej artystycznej duszy. Plusem są też niezłe kreacje aktorskiej. Emma Thompson jest wspaniała w swej niszczycielskiej dewocji. Idealnym Sebastianem jest Ben Whishaw, zupełnie innym niż Anthony Andrews. Świetnie spisał się też Ed Stoppard w roli Bridy'ego i Patrick Malahide. Na pochwałę zasługują też Matthew Goode (który jednak pozostaje w cieniu Jerem'ego Ironsa) i Hayley Atwell.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz