A Prairie Home Companion (2006)
Czy Robert Altman wiedział, że umiera, kiedy kręcił ten film? W świetle jego śmierci wkrótce po premierze trudno "Ostatnią audycję" oceniać nie biorąc tego wydarzenia pod uwagę, zwłaszcza że w sposób idealny oddaje credo reżysera i jego ostatnie miesiące życia.
Film inspirowany jest audycją radiową " A Prairie Home Companion" prowadzoną przez Garrisona Keillora, który zresztą gra samego siebie. W przeciwieństwie jednak do historii w filmie, audycja radiowa wciąż jest nadawana, ale Keillor już kiedyś musiał ją zawiesić.
"Ostatnia audycja" to opowieść o odchodzeniu pewnej epoki i ludzi z nią związanych. W porównaniu z dzisiejszym światem mającym obsesję na punkcie gadżetów i komputerów, tu wszystko było robiono naturalnie – nawet efekty specjalne (dźwiękowe) były dziełem człowieka nie zaś maszyny. To świat, w którym liczył się człowiek, praca niemalże w rodzinnych warunkach, gdzie nawet reklama nie wygląda jak narzucony product placement, a jest naturalnym elementem rozrywkowego show. Lata świetności mają już za sobą, lecz wciąż grają, do ostatniej minuty.
I taki właśnie był Alatma: człowiek starej szkoły, którego kino odchodziło do lamusa zastąpione generowanymi komputerowo wizjami. Jednak dopóki mógł robił filmy i odszedł tuż po tym osobistym wyznaniu, zupełnie jak to przepowiedział w ostatniej scenie filmu. Oglądając film cały czas czułem tę atmosferę zbliżającego się końca, wspominanie przeszłości, nostalgia, ale i świadomość, że to nie koniec, że sztuka trwać będzie dalej. Co ciekawe nie ma tu żadnych indywidualnych popisowych kreacji, wszyscy stanowią idealnie dobrane elementy całości i to właśnie film jako całość zachwyca… przynajmniej mnie. Dałem się całkowicie porwać magii chwili. Brawo panie Altman, odszedłeś we wspaniałym stylu!
Ocena: 9
O tak! Uwielbiam ten film. Pozwolisz, że powtórzę tu swoją opinię, którą wyraziłem już wcześniej w innym miejscu:
OdpowiedzUsuńTakiego filmu młody człowiek nie nakręci.
Widać w nim rękę mistrza. Film jest po prostu cudowny: ciepły, dowcipny, mądry, a także nieco złośliwy (co broni go przed sentymentalizmem). Nade wszystko jest przepełniony nostalgią, do tego z nutką metafizyki. Całość jest pełna lekkości i wdzięku, co jest też olbrzymią zasługą aktorów. Rzeczywiście obsada jest wyśmienita. I chociaż twarze są bardzo znane, odnosimy wrażenie, jakbyśmy obserwowali autentycznych bohaterów tych wydarzeń, ludzi z krwi i kości, jakbyśmy byli świadkami rzeczywistej „ostatniej audycji”. Aż dziw bierze, że ta „banda dziwaków”, z potykającym się o własne nogi i wpadającym na meble Detektywem Noir na czele, ma w sobie tyle autentyczności, że wchodzimy w ich świat bez wahania i wierzymy bohaterom bez reszty. Film ten w przyjemny dla oka i ucha sposób porusza nasze serca przez opowieść o przyjaźni, pasji, przemijaniu… I ta jego nostalgia się udziela: szkoda, że dziś radio to tylko krzyczący ludzie i muzyka z komputera; szkoda, że dzisiejszy świat, nie jest już światem „dla starych ludzi”; szkoda, że coraz mniej takich grup prawdziwych pasjonatów, którzy współpracują razem dla dzieła będącego całym ich życiem. Szkoda, że coraz mniej takich reżyserów i takich filmów.
10/10
Cieszę się, że komuś jeszcze się ten film podobał, bo naprawdę jest tego warty. Odniosłem jednak wrażenie, że ogólnie nie był on jakoś specjalnie dobrze przyjęty. W Polsce z całą pewnością przeszedł bez echa, a szkoda, wielka szkoda.
OdpowiedzUsuń