Intolerance: Love's Struggle Throughout the Ages (1916)
Kiedy dziś mowa jest o kinie, domyślnie wiadomo, że mówi się o kinie amerykańskim. Hollywood całkowicie zdominowało świat X Muzy. Jednak u zarania filmu sytuacja była zupełnie inna. To Francuzi i Niemcy byli najbardziej innowacyjni, a Włosi tworzyli największe widowiska. Narodziny amerykańskiej dominacji Hollywood zawdzięcza D.W. Griffithowi, a "Nietolerancja" jest zapowiedzią tego, czego świadkami jesteśmy do dziś.
"Nietolerancja" to swoista hybryda. Cała konstrukcja, narracja, bohaterowie jest bezpośrednią kontynuacją XIX-wiecznego teatru. Griffith okazuje się tu twórcą bardzo staromodnym, a "Nietolerancja" jest niejako pożegnalną odą na cześć sztuki już niemal zapomnianej. Z drugiej strony Griffith eksperymentuje z obrazem, kamerą, montażem przełamując kolejne ograniczenia, tworząc podstawę, na której realizowane są do dziś wszystkie blockbustery: uniwersalna fabuła, wielkie widowiskowe sceny akcji i spora doza łopatologii połączona z nachalnym moralizatorstwem. Współczesnego kina nie da się zrozumieć bez obejrzenia "Nietolerancji". Widać w niej jak na dłoni, skąd kino pochodzi i dokąd zmierza. Griffith wyprzedził swoje czasy, ale nie miał wyboru. Włoskie megawidowiska takie jak "Gli ultimi giorni di Pompeii" czy "Cabiria" w pełni korzystały z braku przestrzennych ograniczeń teatru. Griffith poszedł jednak jeszcze dalej. Jego bitwa pomiędzy Persami a Babilończykami nawet dziś można uznać za naprawdę widowiskową, a w końcówce po raz pierwszy wykorzystał montaż w sposób, jaki dziś wydaje się oczywisty.
Niemniej jednak nie mogę nie zgodzić się z Orsonem Wellesem, który delikatnie ale jednak określa "Nietolerancję" jako dzieło ułomne. Bo też tak jest. Griffith podszedł do filmu straszliwie ambicjonalnie i nadmiernie skomplikował swoje dzieło. Cztery przeplatane historie to za dużo, szczególnie wtedy, kiedy nie wszystkie traktowane są jednakowo. Historia Jezusa jest wyraźnie dorzucona na dokładkę, jako chwyt pod publikę i próba przekabacenia jej do swoich – liberalnych – poglądów odwołując się postaci zbawcy chrześcijaństwa. Po macoszemu jest też potraktowana historia francuska, której jedynym istotnym elementem jest masakra hugenotów. W zasadzie w "Nietolerancji" liczą się dwie historie – babilońska i współczesna. Obie są najbardziej rozwinięte, obie też najpełniej poruszają problemy ważne dla Griffitha. Historia babilońska udziela wielkiego poparcia ruchowi emancypacji kobiet, podczas gdy historia współczesna dotyka spraw fałszywości praw o obrazę moralności, cenzury i kary śmierci. Ta ostatnia historia mnie osobiście najbardziej się spodobała i o dziwo wciąż jest niezwykle aktualna. Kiedy głównej bohaterce odbierane jest dziecko pod pozorem tego, że jest wyrodną matką, od razu przypominają mi się te 'szokujące' historie telewizyjne o pijanych matkach nieinteresujących się swoimi dziećmi. Świat jednak nie zmienił się tak bardzo w ciągu ostatnich 90 lat.
Ocena: 7
Ps. Jakie szczęście, że w wersji którą oglądałem babiloński happy-end jest dodatkiem DVD a nie częścią właściwego filmu.
Komentarze
Prześlij komentarz