Janosik. Prawdziwa historia (2009)
Jeśli autorki nie chciały zwodzić widzów, to powinny były zatytułować ten film nie 'historia prawdziwa', lecz 'historia pieprzenia'. Choć dwuznaczność tego tytułu jest równie myląca. Owszem, "Janosik" nie opowiada o niczym więcej jak o pieprzeniu - tyle tylko, że praktycznie nie jest ono pokazywane. Film jest rodzajem soft-porno w typowo kobiecym wydaniu, gdzie sama 'akcja' ma drugorzędne znaczenie. Z drugiej strony reżyserka ze scenarzystką do spółki nie robią nic innego tylko pieprzą trzy-po-trzy, jak przekupie na targu: nie ważne co, byle długo i w miarę barwnie. Sensu w tym oczywiście nie ma, ale gadatliwe panie mają dzięki temu co robić zabijając czas. Szkoda, że przy okazji dobijają i widzów.
Źródłem wszelkich problemów związanych z "Janosikiem" jest już jego konstrukcja, której tak naprawdę nie ma. Film jest mieszaniną co najmniej trzech różnych konwencji, z których każda oddzielnie dałaby zapewne znakomity rezultat, razem przypominają kubeł wymiocin na kiepskiej ale ostro zakrapianej imprezie.
W jednym z wywiadów scenarzystka Eva Borušovičová określa Janosika, jako współczesną gwiazdę muzyki. I rzeczywiście Janosik ma w sobie sporo z rockmena. Zachowuje się jak wielu spośród bohaterów Breta Eastona Ellisa i słynnej 'brat pack': żyje chwilą, gania za panienkami, dobra materialnie równie łatwo zdobywa, co się ich pozbywa: seks, alkohol i party all night long. Jednocześnie cały "Janosik" ma być swoistym dezawuowaniem mitu szlachetnego zbójnika. Jednak próby realizacji antywesternu i wykreowania antybohatera spaliły na panewce. Tak naprawdę nie bardzo wiadomo przeciwko czemu miałby być to film anty-, jest on tak oderwany od "Janosika" z Perepeczko, że nie ma z nim absolutnie nic wspólnego stając się odrębnym bytem, istniejącym niezależnie od wcześniejszego filmowego kontekstu. Nie ma też w Polsce tradycji mitów heroicznych, żeby Holland z Adamik mogły przeciwko niemu występować. Ponadto panie za bardzo lubią swojego Janosika i nie starają się wymazać jego romantycznej legendy. Wręcz przeciwnie tu i ówdzie przemycają jej elementy wprowadzając kompletnie chybione wstawki 'magiczne'. To niestety rozwala wewnętrznie film zwłaszcza, kiedy zestawimy je z realistycznymi scenami końcowymi.
W tym całym galimatiasie ginie też sam Janosik. Po 2,5 godzinie nie dowiedziałem się o nim niczego poza tym, że był, uganiał się za panienkami, zbójował i został powieszony za żebro. Kim jednak był on sam, czego pragnął, co go pchało do przodu – tego w tym filmie nie ma. Po cichu liczyłem, że Holland, która przecież ma doświadczenie w kinie zachodnim (teoretycznie Adamik też, ale lepiej będzie jej 'doświadczenie' pominąć milczeniem), będzie w stanie wprowadzić Janosika do tego samego panteonu, w którym zamieszkują Ned Kelly i Jesse James. Niestety tak się nie stało.
W tym wszystkim pochwalić mogę jedynie Václava Jiráčka, choć tylko połowicznie. Wbrew obawom, nie okazał się on Janosikiem metroseksualnym czy efebowym i mógł – przy dobrej reżyserii – stać się postacią rozpoznawalną. Niestety jak sobie radzi z rolą nie wiem do końca, gdyż film jest dubbingowany – wszystkie słowackie dialogi nagrano raz jeszcze po polsku. Nie wiem kto dubbinguje Jiráčka, ale swoim podkładem robi chłopakowi straszną krzywdę, gdyż jest to dubbing beznamiętny pozbawiony jakiegokolwiek życia.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz