This Is England (2006)
Oto opowieść o utracie niewinności, o końcu pewnej epoki.
Dziś mało kto wie, ale ruch skinheadów był ruchem niezwykle otwartym. Jako dziecię epoki hippisów szukało nowych form ekspresji w sztuce – w szczególności w muzyce – lecz dzieliło jedno z podstawowych haseł poprzedniego pokolenia: Jedność w różnorodności. Stąd też ruch ten był mocno anarchistyczny, pełen ludzi o bardzo różnych gustach i poglądach, którzy jednak zamiast walczyć ze sobą stworzyli coś własnego, nowego. Jednak na początku lat 80. ta idea stawała się coraz bardziej utopijna. Konkurencja punku, narastające napięcia wewnętrzne, wojna, wściekłość, bezrobocie – wszystko to sprawiło, że skini zaczęli tracić swoją niewinność. Część próbowała pozostać wierna ideałom, spora część jednak dała się ponieść nowej, radykalnej, rasistowskiej, pełnej nienawiści ideologii, ideologii, dzięki której mogli skanalizować swoje własne frustracje ludzi pozbawionych pracy, perspektyw, z których się nabijano, którymi pogardzano. Ideologia ta dawała poczucie siły i sensu, choć było to poczucie dla wielu złudne, za które przyszło im koniec końców sporo zapłacić.
O tym właśnie opowiada w "This Is England" Shane Meadows. I wie, co mówi, ponieważ film ten powstał w dużej mierze na bazie jego własnych doświadczeń. W 1983 roku, kiedy rozgrywa się akcja filmu, Meadows miał 11 lat – tyle ile główny bohater Shaun. I podobnie jak jego filmowy odpowiednik, właśnie wtedy został skinem, mając kontakt najpierw z tymi, którzy kroczyli starą ścieżką, potem doświadczając bardziej agresywnego nurtu. Może właśnie dlatego, że jest to film tak bardzo osobisty, jest tak cholernie fantastyczny. Bardzo prosta historyjka została opowiedziana po mistrzowsku. Od twórcy "Butów nieboszczyka" zdecydowanie się tego nie spodziewałem. Mocny, bardzo silnie osadzony w rzeczywistości, jest zarazem konkretną historią konkretnych ludzi, jak i przypowieścią o pewnej epoce. "This Is England" jest jednak nie tylko historią ruchu skinheadów w przełomowym dla niego momencie (choć to raczej nie był jednostkowy przełom, a pewien ciągły proces). To także historia o przyjaźni i dorastaniu. Wszystko to zrealizowane zupełnie bezbłędnie.
Sukces "This Is England" to nie tylko zasługa arcygenialnego w swej prostocie scenariusza ale też i pierwszorzędnych kreacji aktorskich. Stephen Graham wzleciał tak wysoko, że tylko garstka brytyjskich aktorów może się z nim równać. A przecież miał bardzo skomplikowaną postać do odegrania. Z jednej strony brutalny osiłek i rasista, z drugiej mocno skrzywdzony człowiek tęskniący za minioną niewinnością, którą chciałby odzyskać, a zamiast tego niszczy coraz bardziej. Debiutujący Thomas Turgoose w roli głównej zagrał tak, jakby już w łonie matki występował na scenie, a urodziny były wyjazdem na zagraniczne tournee. Jak dzieciak, który przecież jeszcze nic takiego w swoim życiu nie przeżył (mam przynajmniej taką nadzieję), mógł zagrać tak dojrzale?? To się nie mieści w głowie.
Odrębną kwestią jest genialna ścieżka muzyczna. Z jednej strony są piosenki przywodzące na myśl tamtą epokę, jak cover The Smiths "Please Please Please Let Me Get What I Want" w wersji Clayhill, z drugiej strony wspaniałe kompozycje fortepianowe Ludovico Einaudiego.
Cóż mogę powiedzieć. Kupiłem ten film nieco w ciemno i nie żałuję ani jednego wydanego funta.
Ocena: 10
Komentarze
Prześlij komentarz