Rage (2009)
Wreszcie doczekałem się na warszawskim festiwalu filmu, który na pewno pozostanie w mojej pamięci na dłużej. Sally Potter stworzyła arthousowy obraz przywodzący na myśl dzieła tworzone w latach 70. i 80. (kłania się chociażby Derek Jarman). Dziś takie eksperymenty nie są w modzie i sądząc po tym, jak ochoczo ludzie opuszczali salę kinową w trakcie seansu, długo jeszcze modne nie będą. Ja zaś byłem całkowicie zachwycony.
"Rage" nie jest filmem w ścisłym tego słowa znaczeniu. To raczej teatr, gdzie aktorzy praktycznie nie wchodzą w interakcje ze sobą, lecz wygłaszają monologi wprost do kamery (widza). Jest to również coś na kształt multiinstalacji wideo. Ba, powiedziałbym nawet, że "Rage" jeszcze lepiej wyglądałoby w galerii, gdzie każdy monolog mógłby być prezentowany na oddzielnym ekranie, przez co oglądający wędrowałby, wchodził do środka opowiadanej historii, uzyskując jednocześnie kontrolę nad tym czego w danej chwili wysłucha.
(Riz Ahmed)
Wielką zaletą filmu "Rage" są mistrzowskie kreacje aktorskie, których nie można oceniać zgodnie z regułami 'zwykłego' filmu. Fantastyczne monologi, prawdziwy teatr, popis talentu i to nie tylko w przypadku tych znanych (Buscemi, Law, Dench czy Wiest) ale również tych mniej doświadczonych (Ahmed, Adams). A do tego jak oni wszyscy fantastycznie wyglądają! Najchętniej każdy kadr oprawiłbym w ramy i powiesił na ścianie. Za Lawa jako Minx, Ahmeda jako Wisznu, prześlicznie 'laleczkowatą' Cole i królewską Dench charakteryzatorom, oświetleniowcom i kamerzystom należą się wszystkie możliwe nagrody świata. Cudo, cudo, cudo!
(Jakob Cedergren)
(Lily Cole)
Ocena: 10
Komentarze
Prześlij komentarz