Морфий (2008)
Rosjanie postanowili mnie w tym roku rozczarować. Najpierw Łungin "Carem" pokazał, że minimalistyczne kino nie przystaje do ram historycznego widowiska, a teraz Bałabanow uwodnił, że kino beznamiętne nie zawsze daje odpowiednie rezultaty. Na szczęście "Morfina" nie jest aż tak złym filmem, jak "Car". Niestety do "Ładunku 200" brakuje całych lat świetlnych.
Bałabanow, mistrz kina chłodnego, zdystansowanego, znakomicie radzi sobie w filmach diagnozujących stan świata, próbujących zdefiniować człowieczeństwo. Niestety w "Morfinie" postanowił przyjrzeć się nie tyle skutkom degeneracji, ale samemu procesowi. I zamiast kolejnego arcydzieła mamy film przeciętny. Bałabanow owszem ukazuje nam proces upadku jednostki (i państwa), lecz jego obraz jest całkowicie pozbawiony podstaw psychologicznych. Proces dochodzenia Poliakowa do nałogu jest przedstawiony w sposób kompletnie niewiarygodny. Z trudem można uwierzyć w powody pierwszego zastrzyku z morfiny, ale przyjęcie kolejnej dawki ma tak prowizoryczne wyjaśnienie, że nie da się w nie po prostu uwierzyć. Jednak Bałabanowa pytanie 'dlaczego?' w ogóle nie interesuje, on po prostu uznaje, że tak jest i teraz przygląda się temu, co z tego wyniknie. Mnie ta postawa nie odpowiadała i drażniła mnie ta ślepota (podobnie jak i maniera wrzucania plansz ze śródtytułami).
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz