Fame (2009)

Są takie filmy, które z obowiązku powinny być remake'owane co kilkanaście lat. Dzięki temu możemy łatwo porównać jak zmienia się świat wraz z kolejnymi pokoleniami. I do takich filmów należy właśnie "Sława". To powiedziawszy, muszę jednak dodać, że film Kevina Tancharoena to fiasko, głównie dlatego, że trafiło do kin o 3 lata za późno. Kiedy królowały pierwsze "High School Musical" i "Step Up", wtedy ta "Sława" wpisywałaby się idealnie w panujący trend. Teraz sprawia wrażenie zdyszanego maratończyka, który dobiega na metę wtedy, kiedy większość zawodników zdążyła już zapomnieć, że w maratonie brała udział.


Skoro jednak nowa "Sława" istnieje popatrzmy, jak zmienił się świat w porównaniu z początkiem lat 80-tych. Nie jest to ładny obraz, choć na pierwszy rzut oka bardzo śliczniutki. Jeśli film Tancharoena coś udowadnia, to chyba przede wszystkim to, że świat – przynajmniej mainstreamowego kina – stał się naprawdę straszliwie powierzchowny. A to coś znaczy, skoro era disco i popu przełomu lat 70. i 80. zasadzała się na powierzchowności. W nowej "Sławie" nie ma żadnych bohaterów. Och, są jakieś postaci, bo film bez nich nie może istnieć. Widać jednak, że gdyby dało się obyć bez nich, to twórcy na pewno by ich wykreślili. U Parkera bohaterowie byli najważniejsi. Widzieliśmy, jak rozwijają się, oglądaliśmy ich wzloty i upadki. Towarzyszyliśmy im w edukacji. U Tancharoena bohaterowie stoją w miejscu. Wyjątkiem jest tu tylko Denise. A już chociażby taki Marco kompletnie niczego nie wyniósł ze szkoły, a przynajmniej ja nie zauważyłem żadnej różnicy. Twórcy wrzucają bohaterów w jakieś przypadkowe sceny, a reszty ich historii każą się domyślać – jak choćby z Jenny, która przez cały film nic nie robi, a jednak jakimś cudem przestaje być sztywną zahukaną dziewojką.


Z drugiej strony Tancharoen jest mistrzem choreografii. Sceny muzyczno-taneczne są nakręcone perfekcyjnie. Są piękne, dynamiczne, pomysłowe. Tu "Sława" okazuje się być filmem całkowicie bezbłędnym. Ale właśnie, to jest ta cienka warstwa lśniącej patyny, która czaruje wzrok. Jeśli komuś to wystarcza to ok., mnie niestety nie i dlatego na filmie nie bawiłem się zbyt dobrze. Na osłodę miałem Megan Mullally i grupę utalentowanych (bardziej muzycznie niż aktorsko ale jednak) młodych osób. To trochę złagodziło ból siedzenia w kinie przez prawie dwie godziny.

Ocena: 4

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)