The Imaginarium of Doctor Parnassus (2009)
"Parnassus" to daleki kuzyn "Jabberwocky'ego" i "Barona Munchausena". Owszem jest to kuzyn naprawdę daleki i pochodzący z pośledniejszej gałęzi, ale jednak podobieństwo jest niezaprzeczalne. Bogata wyobraźnia, szalone pomysły i zaraźliwe poczucie humoru to cechy szczególne tego filmu. I gdyby były to jedyne cechy, wtedy byłby to jeden z najlepszych filmów Terry'ego Gilliama. Ponieważ tak nie jest, film jest ledwie dobry. Reżyserowi zabrakło konsekwencji w byciu niekonsekwentnym. Pomylił też widowisko z rozmaitościami z chaosem (momentami wyrywającego się spod kontroli). "Parnassus" ma w sobie jednak wystarczająco dużo magii starego Gilliama, że mimo wszystko z seansu wyszedłem zadowolony.
Gilliam bardzo zmyślnie wyszedł z kłopotliwej sytuacji w jakiej postawił go trup Heatha Ledgera. Pomysł na przemiany bohatera to strzał w dziesiątkę. Tony nie był bowiem zbyt fascynującą postacią. W porównaniu z pozostałymi członkami trupy mimo swej niejasnej przeszłości prezentował się blado. Ja szczególną uwagę zwróciłem na dwoje młodych aktorów. Lily Cole nie wygląda tu tak zjawiskowo jak u Sally Potter w "Rage", a w jednej scenie Gilliam prezentuje nam niezbyt przychylne dla niej proroctwo na temat jej starzenia się, ale mimo wszystko warto jej karierze uważnie się przyjrzeć. Drugim aktorem jest Andrew Garfield, który niepostrzeżenie wyrasta na prawdziwe objawienie brytyjskiego kina i już wkrótce będzie pewnie konkurował z Samem Worthingtonem. Tu może nie wykazał się tak wielkim talentem jak w "Boy A", ale talent chłopak ma i będę mu kibicował, aby go nie zmarnował.
Ocena: 6
Gilliam bardzo zmyślnie wyszedł z kłopotliwej sytuacji w jakiej postawił go trup Heatha Ledgera. Pomysł na przemiany bohatera to strzał w dziesiątkę. Tony nie był bowiem zbyt fascynującą postacią. W porównaniu z pozostałymi członkami trupy mimo swej niejasnej przeszłości prezentował się blado. Ja szczególną uwagę zwróciłem na dwoje młodych aktorów. Lily Cole nie wygląda tu tak zjawiskowo jak u Sally Potter w "Rage", a w jednej scenie Gilliam prezentuje nam niezbyt przychylne dla niej proroctwo na temat jej starzenia się, ale mimo wszystko warto jej karierze uważnie się przyjrzeć. Drugim aktorem jest Andrew Garfield, który niepostrzeżenie wyrasta na prawdziwe objawienie brytyjskiego kina i już wkrótce będzie pewnie konkurował z Samem Worthingtonem. Tu może nie wykazał się tak wielkim talentem jak w "Boy A", ale talent chłopak ma i będę mu kibicował, aby go nie zmarnował.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz