Samson and Delilah (2009)
On – młody chłopak, który całymi dniami musi słuchać brzdąkania brata i jego kolegów, a kiedy sam chce grać, jest przepędzany. Podoba mu się dziewczyna, więc rzuca w nią kamieniami i przynosi zabitego przez siebie kangura. Resztę czasu spędza wąchając klej bądź benzynę. Ona – równie młoda, opiekuje się schorowaną babcią, z którą razem produkuje rękodzieła kupowane przez białego sprzedawcę z miasta. Kiedy babcia umrze, jedynie chłopak pozostanie dziewczynie i razem uciekną do "wielkiego miasta". Tam prowadzić będą los bezdomnych powoli, acz nieubłaganie staczając się na dno rynsztoka.
"Samson and Delilah" to smętny obraz beznadziej, jaka czeka na współczesnych aborygenów. W ich życiu nie ma żadnych perspektyw, żadnych nadziei na lepsze jutro. Pustka zagarnia wszystko, lecz najgorsza jest apatia ich samych. Ani on ani ona nie walczą ze swoim losem. Choć nie, ona jeszcze wykonuje jakieś ruchy pozorowane. Jednak w ich życiu najlepsze, na co mogą liczyć to utrzymanie stanu wyjściowego, zaakceptowanie pustki i prostoty ich żywota z dala od cywilizacyjnego zgiełku. Zakończenie filmu jest niby optymistyczne, ale ten optymizm wynika jedynie z zestawienia z gorszą wizją życia w mieście. Ta alternatywa rzeczywiście jest gorsza, a jednak ich los nie jest do pozazdroszczenia.
Jak na mój gust film Warwicka Thorntona jest zbyt banalny. Gdyby nie minimalistyczna forma, z ograniczoną liczbą dialogów, "Samson i Delilah" ginąłby w tłumie setki podobnych obrazów o mrocznym losie współczesnej młodzieży. Forma jest na swój sposób ciekawa, ale nie ukrywa niedostatków pomysłu i dlatego nie potrafię pozytywnie ocenić filmu.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz