The Ghost Writer (2010)
Roman Polański dołączył do 'zaszczytnego' grona reżyserów cierpiących na twórczy uwiąd starczy. "Autor widmo" to najgorszy film uznanego reżysera od czasu "Palermo Shooting" Wendersa. O ile jednak w tamtym filmie niemal wszystko było nie tak, u Polańskiego początek był zachwycający. Ale jak to mówią: miłe złego początki.
Już po pierwszych minutach z zachwytem stwierdziłem, że Polański daje odpowiedź na pytanie: Czy można stać się fałszerzem samego siebie? Oglądając "Autora widmo" poczułem się jakbym wsiadł do wehikułu czasu i cofną się o 40 lat. To, co Soderbergh próbował odtworzyć w "Dobrym Niemcu", Polański zrealizował do perfekcji: sposób narracji, tempo, zdjęcia, detale drugiego planu, muzyka, scenografia. Oglądałem to z zapartym tchem, jak pewnie każdy, kto kocha klasyczne kino. Owszem, film pozbawiony był nawet krzty oryginalności, Polański kopiuje tu samego siebie... ale cóż to jest za kopia!
O ma naiwności! Dlaczego nie zauważyłem, że oto oglądam ofiarę prowadzoną na szafot. Kiedy zorientowałem się, było już za późno. Gilotyna została zwolniona. Scena tête-à-tête ducha z Ruth morduje cały film. To, co następuje później to są już tylko parkosyzmy bezgłowego trupa. Następuje zastraszająca deterioracja narracji, film traci napięcie, tempo, wszystko. Tak jak w zdechłego ulubionego zwierzaka wpycha się trociny, tak "Autora widmo" wypełnia się pozbawionymi sensu pomysłami, z których każdy następny jest coraz gorszy.
Nie wytrzymałem i po raz pierwszy zaśmiałem się w scenie z Googlem. Wszechwiedząca wyszukiwarka to najgorszy product placement w historii. Szczerze mówiąc mniej by mnie zaskoczyło, gdyby w pustynnych scenach "Aleksandra" Colin Farrell założył Ray Bany. Byłem przekonany, że większej głupoty Polański i spółka już nie strzelą. Myliłem się. Chwilę później absurd osiąga nowe wyżyny wraz ze sceną z Frankiem i rozmową z Robertem. W tym momencie byłem już na 100% pewien, że nic głupszego już Polański i Harris nie byli w stanie wymyślić. Kiedy zatem zobaczyłem ostatnią scenę, już kompletnie nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Była to reakcja odruchowa, jak kichanie u alergika. Takich debilizmów w kinie nie uświadczysz (choć jestem prawie pewien, że scena ta jest cytatem z innego filmu).
Jedyne co przychodzi mi na myśl jako obrona Polańskiego to to, że jest w areszcie, że nie mógł w pełni kontrolować montażu, że trzeba się było śpieszyć, by zdążyć na Berlinale. Nie da się jednak ukryć, że film jest nieukończony. Nawet laik nie będzie miał problemów ze wskazaniem miejsc, w którym montaż to prowizorka. Niestety ta prowizorka nie wytrzymała próby.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz