Agora (2009)
Z "Agorą" mam ten sam problem, co wcześniej z "Obywatelem Milkiem". Jeśli chodzi o stronę artystyczną, to film mi się podobał (choć ma swoje wady). Jeśli jednak chodzi o prezentowaną tam filozofię, budzi ona mój wewnętrzny sprzeciw. "Agora" to film krytykujący religijny fanatyzm. Najbardziej dostaje się chrześcijanom, ale tak naprawdę żadna grupa nie jest tu bez winy. I nie miałbym nic do zarzucenia, gdyby nie postać Hypatii, z której Amenábar uczynił też fanatyczkę, tyle że nauki. Cały zaś film skonstruował w identyczny sposób, jak tworzyło się hagiografie katolickich świętych. I to już problem. Okazuje się bowiem, że fanatyzm fanatyzmowi nie jest równy, że jeden jest zły a inny jak najbardziej szlachetny. Tyle tylko, że (tak samo jak w "Milku") to rozróżnienie pomiędzy dobrym a złym fanatyzmem jest bardzo mgliste i mocno dyskusyjne.
Trzeba jednak przyznać, że Amenábar potrafił opowiedzieć o Hypatii w bardzo sugestywny, piękny i angażujący emocjonalnie sposób. Jej pasja, zaślepienie naprawdę nie są tu wadami, lecz szlachetnymi cechami, dzięki którym w szalonych czasach tlił się płomień rozsądku i racjonalnego umysłu. Weisz świetnie odegrała bohaterkę, może nawet za dobrze, bowiem na tle osobistej historii opowieść o polityczno-religijnych perypetiach Aleksandrii sprawia wrażenie doczepionej na siłę. Tu też Amenábar podjął kilka wątpliwych w moich oczach decyzji. Przede wszystkim stosowanie bardzo szerokich planów w scenach pogromów, przez co budowany jest niepotrzebny dystans.
"Agorę" miło mi się też oglądało ze względu na udział w nim wielu aktorów, których normalnie w zachodnich produkcjach zbyt często nie da się uświadczyć, a ja ich lubię.
I jeszcze jedno. Trochę nie podoba mi się pokazywanie chrześcijaństwa jako monolitu. IV ale i V wiek do spokojnych nie należał i brak wspomnienia o stronnictwach schizmatycznych czy wprost heretyckich mnie raziło (no ale ja swego czasu dość głęboko interesowałem się kwestią herezji wczesnochrześcijańskich)
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz