Rapt (2009)
Stanislas Graff ma wszystko. Wspaniały dom, ciepłą posadkę, koneksje z najwyższymi rangą politykami, piękną kochankę i wystarczająco dużo pieniędzy, by tracić tysiące euro podczas jednej gry w pokera. Żyć nie umierać. Ale pewnego dnia jego życie zostanie zagrożone. W sposób najbardziej dosłowny z możliwych los pokaże mu, że wszystko ma swoje konsekwencje – zostaje porwany.
To, co potem następuje na pierwszy rzut oka wydaje się standardowa opowieścią. Porywacze żądają astronomicznej sumy, rodzina spróbuje ją zgromadzić, podczas gdy policja wolałaby odnaleźć porywaczy i ich aresztować. Jednak "Rapt" to nie jest typowy film o porwaniu. O Graffie można bowiem wiele powiedzieć, ale nie to, że jest niewinną ofiarą. Powoli kolejne brudy wychodzą na światło dzienne stając się żerem dla mediów. Rodzina, która dotąd martwiła się o to, czy Graff żyje, teraz musi martwić się o siebie. Współpracownicy, którzy jeszcze nie tak dawno zastawiliby swój majątek, by go ratować, teraz chcą się od niego odciąć. Podobnie postąpić zamierza premier i prezydent.
W końcu Graff zostaje uwolniony. Happy end... Nie, nie tu. Trzecia część filmu jest najbardziej gorzka i surowa dla ludzkiego gatunku. Okazuje się, że niewola i strata palca nie zmieniły aroganckiego charakteru Graffa, choć wciąż będą go dręczyć koszmary. Zaś otoczenie szybko zapomina, że był on ofiarą i zaczyna traktować go, jakby to on był sprawcą, jest niewygodnym balastem, drzazgą, którą należy się pozbyć. Nagle okazuje się, że dla wielu martwy Graff jest więcej wart niż żywy... nawet w rodzinie.
Jedyne pozytywne przesłanie, jakie znaleźć można w filmie "Rapt" to wyraźne podkreślenie, że prawdziwym przyjacielem człowieka może być tylko pies. Dla niego nie ważne jest to, jakim chamem i dwulicowym draniem okazuje się być człowiek. Obdarowuje on uczuciem bezwarunkowo, nie żądając wyjaśnień, korzenia się, błagania o przebaczenie.
Mimo ciekawego przesłania i intrygującej konstrukcji, "Rapt" zmęczył mnie dość mocno. Film przypomina relację z którejś z komisji śledczych, poznajemy całą sytuację porwania od kuchni, zagłębiamy się w zakulisowe procesy. Wszystko jest tu wypunktowywane z mozolna pieczołowitością i archeologiczną precyzją. Jak dla mnie jest to trochę zbyt rozwlekłe.
Ocena: 6
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz