Tobruk (2008)
"Tobruk" to bardzo dziwny film, jakby nakręcony przez schizofrenika. Wyraźnie czuć dwie sprzeczne tendencje. Z jednej strony jest chęć nakręcenia filmu wojennego, który trafiłby w gusta publiczności. Z drugiej strony widać chęć pójścia w stronę kina bardziej ambitnego, artystycznego. Wpływ Malicka i Weira jest bardzo widoczny.
"Tobruk" zdecydowanie lepiej wygląda w chwilach komercyjnych. Sceny w obozie szkoleniowym przypominają "Gallipoli". Václav Marhoul czuje się tu dość swobodnie i sceny te są naturalne i bezpretensjonalne. W scenach "ambitnych" już tak dobrze nie jest. Pojawia się niezdarność, brak wyczucia materii. Marhoul nie potrafi dobrze operować ani "pustymi" kadrami ani milczeniem. Owszem zdarzają mu się i tu ciekawe pomysły (jak scena śmierci jednego z bohaterów). Zdecydowanie najsłabiej wygląda film w tych momentach, w których obie te stylistyki stykają się ze sobą. Wychodzi wtedy niekonsekwencja i absurdalności takiego podejścia.
Mimo wszystko "Tobruk" to całkiem niezłe widowisko wojenne. Twórcom udało się uniknąć patriotycznej martyrologii i uczynić z żołnierzy ludzi zwyczajnych, mających swoje wady i zalety. Po "Ciemnoniebieskim świecie" to kolejny policzek dla nas. My, którzy mamy zdecydowanie bardziej chwalebną historię walk w czasach II Wojny Światowej od czasu upadku komunizmu nie doczekaliśmy się jeszcze dobrego filmu wojennego. ("Jutro pójdziemy do kina" to najlepsza jak dotąd rzecz, a przecież de facto nie jest to film wojenny).
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz