The Tulse Luper Suitcases, Part 1: The Moab Story (2003)
To miało być opus magnum Petera Greenawaya. Zamiast tego jest projektem, którego w sposób legalny prawie nie sposób w całości obejrzeć. Dzięki Bogu są Australijczycy, gdzie rzecz została wydana na DVD.
Dla fana Greenawaya "Tulse Luper" jest jednak rzeczą obowiązkową do obejrzenia. W końcu Luper to swego rodzaju alter ego reżysera. "Moab Story" sprawia wrażenie kompilacji z cyklu "The Best Of...". Znajdziemy tu wszystkie chwyty wizualne, scenograficzne rozwiązania, eksperymenty formalne i bohaterów, z których zasłynął Greenaway w swoich wcześniejszych filmach. Tym razem jednak mniej jest szokowania, wykraczania poza granice konwencjonalnej fabuły, za to zdecydowanie więcej jest eksperymentów formalnych. Greenaway rekonstruuje rekonstrukcje, prowadzi zdjęcia próbne do przyszłych scen, pozostaje niestały (ale nie niekonsekwentny) w ukazaniu bohaterów, cytuje samego siebie, wykorzystuje wszelkie możliwe formy od fotografii przez teatralną inscenizację po zabawy montażem. Wszystko po to, by ukazać swoją własną filozofię kina, kina, które jego zdaniem jest wciąż w powijakach nie mogąc uwolnić się od fotograficzno-malarskiego ojca i teatralnej matki.
(Naím Thomas)
"Tulse Luper" jest także przypowieścią o artyście zmagającym się z formą. Jest on dla Greenawaya więźniem, któremu okoliczności, ograniczenia natury nie pozwalają w pełni przekazać tego, czego pragnie. Artysta jest obserwatorem życia, zainteresowanym każdym jego najdrobniejszym aspektem. Jednak przemoc, seks, śmierć zdają się być niczym masywne planety zakrzywiające czasoprzestrzeń. Artysta jest dla Greenawaya kolekcjonerem, twórcą rzadko kiedy kończącym swoje działa. Zresztą nie to jest najistotniejsze. Kronika życia prywatnego i wielkich zdarzeń jest bowiem równie obszerna jak samo życie. Większość z tego powinna zostać zagubiona. Skrawki, które ocaleją, przez swoją niepełność bardziej pobudzają wyobraźnię.
(Scot Williams)
Forma filmu wymaga przystosowania się. Kiedy jednak już wkroczy się w specyficzny świat Greenawaya, można wsiąknąć całkowicie. Tak było ze mną. Liczę, że druga i trzecia część będą równie udane.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz