L'uomo che ama (2008)

Miłość się zawsze kończy i zawsze zaczyna. Przynajmniej tak jest w życiu Roberto. W przeciągu pół roku jego życie dwukrotnie bardzo się odmieni. Pozna czym jest cierpienie związane z byciem porzuconym i ciężar udawania miłości i zadawania bólu innym. Zaś jego brat nauczy go czy jest prawdziwa miłość, czym jest to uczucie, które sprawia, że wolimy, by ktoś miał za drania niż cierpiał widząc nasz ból.


Choć bohaterami film są mężczyźni, to jednak jest to film niezwykle kobiecy. Zachowanie Roberto jest tak bardzo niemęskie (w sensie stereotypowym, typowym dla kina), jak to tylko możliwe. Kiedy widzimy go cierpiącego, to z trudem można rozpoznać w nim mężczyznę, tak bardzo "po kobiecemu" cierpi. Jest to na swój sposób ciekawe, daje bowiem zupełnie inną perspektywę. Takich pomysłów wychodzenia poza ramy standardu ma zresztą reżyserka więcej. Cała konstrukcja z zaburzeniem czasu pokazująca najpierw rezultat, a potem przyczyny, też daje zupełnie inną perspektywę wglądu.

Jednak owa kobiecość i pomysłowość narracyjna to broń obosieczna i niestety reżyserce nie udało się uniknąć kilku ran. Film jest miejscami przesadzony w swoim melodramatyzmie, przez co chwilami zdaje się raczej parodią niż historią na poważnie. Dodatkową wadą jest zdubbingowanie Marisy Paredes. Za bardzo ją lubię, żebym mógł ten fakt zignorować. W ogóle aktorzy zostali jakoś tak dziwnie ukazani. Monica Bellucci dawno nie wyglądała tak brzydko, a Pierfrancesco Favino w ogóle nie przypomina tego aktora, którego miałem okazję swego czasu spotkać osobiście.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)