De la infancia (2010)
"Dzieciństwo" może odrzucać. Reżyser nie boi się sięgać po chwyty, które łatwo sklasyfikować jako "kicz". Wplecenie w bardzo wiarygodną historię wątków paranormalnych było posunięciem ryzykownym, lecz przynajmniej w moich oczach reżyser wybronił się, a duch i inne dziwaczne wizje podkreślają jedynie dysocjacyjny charakter doświadczeń młodych bohaterów.
A dysocjacyjne (i inne zaburzenia) to najmniejszy z efektów, jakich można się spodziewać po rodzinach, w jakich muszą egzystować. Na początku filmu jeden z bohaterów próbuje wmówić swojemu synowi (i nam, widzom), że ludzie dzielą się na tych, co są szczęściarzami i tych, którzy muszą o swoje walczyć. Zaś wyznacznikiem szczęścia ma być status materialny. Jednak dwie rodziny, które poznamy w filmie bliżej dzieli przepaść dobrobytu, przynoszą taki sam ból swoim dzieciom. Ojciec Francisco i Damasco to pijak, kobieciarz i kanciarz. Życie u jego boku to chaos i wieczna niewiadoma. Raz bywa kochany i prawie czuły, innym razem brutalny, nieprzewidywalny, a czasem niebezpieczny. Max, ojciec kolegi Francisco ze szkoły, również wydaje się sympatyczny. Ale wystarczy spojrzeć na blizny na rękach jego córki, by domyślić się, że coś jest bardzo nie tak w jego domu.
Film pewnie obroniłby się nawet wtedy, gdyby pozbawiono go całego tego paranormalnego sztafażu. Ale wtedy nie mógłby zobaczyć wizji kościoła, w którym dosłownie rozumie się słowa "ciało Chrystusa". A jest to chyba najlepsza scena w całym filmie.
Ocena: 7
A dysocjacyjne (i inne zaburzenia) to najmniejszy z efektów, jakich można się spodziewać po rodzinach, w jakich muszą egzystować. Na początku filmu jeden z bohaterów próbuje wmówić swojemu synowi (i nam, widzom), że ludzie dzielą się na tych, co są szczęściarzami i tych, którzy muszą o swoje walczyć. Zaś wyznacznikiem szczęścia ma być status materialny. Jednak dwie rodziny, które poznamy w filmie bliżej dzieli przepaść dobrobytu, przynoszą taki sam ból swoim dzieciom. Ojciec Francisco i Damasco to pijak, kobieciarz i kanciarz. Życie u jego boku to chaos i wieczna niewiadoma. Raz bywa kochany i prawie czuły, innym razem brutalny, nieprzewidywalny, a czasem niebezpieczny. Max, ojciec kolegi Francisco ze szkoły, również wydaje się sympatyczny. Ale wystarczy spojrzeć na blizny na rękach jego córki, by domyślić się, że coś jest bardzo nie tak w jego domu.
Film pewnie obroniłby się nawet wtedy, gdyby pozbawiono go całego tego paranormalnego sztafażu. Ale wtedy nie mógłby zobaczyć wizji kościoła, w którym dosłownie rozumie się słowa "ciało Chrystusa". A jest to chyba najlepsza scena w całym filmie.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz