Essential Killing (2010)
Co za PRETENSJONALNE GÓWNO! Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że w Wenecji nie było lepszych filmów (poza jednym). Mogę dużo znieść w kinie, ale "Essential Killing" wystawiło moją cierpliwość na wielką próbę. Ten film jest pusty. Jeśli mam Skolimowskiego traktować poważnie, to muszę uznać, że zrobił ten film, by sprawdzić, jak wiele może mu ujść na sucho. Przychodzi na myśl bajka Andersena "Nowe szaty cesarza", gdzie Skolimowski w roli cesarza obsadza każdego widza i krytyka, któremu film się spodobał.
Tylko tak tłumacząc sobie ideę "Essential Killing" jestem w stanie nadać filmowi jakiś sens. Bo też nie bardzo rozumiem, jakie przesłanie mu towarzyszy. Choć jest jeszcze jedna możliwość. Że jest to film przeznaczony dla mudżahedinów, wahabitów i tym podobnych osób, zrobiony ku pokrzepieniu serc. "Essential Killing" pokazuje bowiem, że zanim Allach postanowi powołać swoich wiernych do siebie, dba o nich nawet na obcej ziemi. Liczba szczęśliwych zbiegów okoliczności po prostu powala. Jeden albo dwa można jeszcze zrozumieć, ale główny bohater (nazwany w napisach bardzo oryginalnie Mohammed) natyka się na nie co dwa kroki. Jak nie wypadek, to pies schwytany we wnyki albo urwisko. Miarka przebrała się, kiedy pojawia się baba z laktacją na rowerze. W tym momencie miałem ochotę wyjść z kina. A potem jeszcze grafomański chwyt z koniem, który oczywiście jest biały tylko po to, żeby krew efektownie wyglądała.
Nigdy nie byłem wielkim fanem Skolimowskiego, ale myślałem, miałem nadzieję, że tym razem zrobił coś interesującego. Spotkał mnie zawód na całej linii.
Ocena: 2
Tylko tak tłumacząc sobie ideę "Essential Killing" jestem w stanie nadać filmowi jakiś sens. Bo też nie bardzo rozumiem, jakie przesłanie mu towarzyszy. Choć jest jeszcze jedna możliwość. Że jest to film przeznaczony dla mudżahedinów, wahabitów i tym podobnych osób, zrobiony ku pokrzepieniu serc. "Essential Killing" pokazuje bowiem, że zanim Allach postanowi powołać swoich wiernych do siebie, dba o nich nawet na obcej ziemi. Liczba szczęśliwych zbiegów okoliczności po prostu powala. Jeden albo dwa można jeszcze zrozumieć, ale główny bohater (nazwany w napisach bardzo oryginalnie Mohammed) natyka się na nie co dwa kroki. Jak nie wypadek, to pies schwytany we wnyki albo urwisko. Miarka przebrała się, kiedy pojawia się baba z laktacją na rowerze. W tym momencie miałem ochotę wyjść z kina. A potem jeszcze grafomański chwyt z koniem, który oczywiście jest biały tylko po to, żeby krew efektownie wyglądała.
Nigdy nie byłem wielkim fanem Skolimowskiego, ale myślałem, miałem nadzieję, że tym razem zrobił coś interesującego. Spotkał mnie zawód na całej linii.
Ocena: 2
To ciekawe jak skrajnie odbierany jest ten film. Mnie naprawdę się spodobał. Polecam dosyć ciekawą dyskusję na jego temat na filmwebie: http://www.filmweb.pl/film/Essential+Killing-2010-556399/discussion/Owacja+na+stoj%C4%85co!,1480040
OdpowiedzUsuńZauważyłem. Niestety ja z wielkim trudem wysiedziałem na nim w kinie.
OdpowiedzUsuńbeznadziejna nota, autor wydaje się być dzieckiem zafascynowanym amerykańskimi filmami gdzie non stop coś wybucha, iskrzy, i w ciągu 2 minut ginie 50 ludzi. Życie takie nie jest dziubasku. Film ma swoje niedociągnięcia- nieco naiwną końcówkę, w rodzaju jakiejś kiepskiej wydumanej baśni- scena z koniem, ale jednak całość wyróżnia się na tle gniotów jakimi zasypuje sie ostatnio sale kinowe. Dobrze przedstawiona jest walka czlowieka popchniętego do ostateczności- walki o przetrwanie. Świetne sa ujęcia nieprzerwanie trwającej natury - przepiekne panoramy, w porównaniu z ludźmi i ich"ważnymi" sprawami. Które jutro czy pojutrze odejdą w zapomnienie, a cała reszta będzie trwać i trwać.
OdpowiedzUsuńnie wiem czy traktować ten komentarz jako krytykę czy komplement. dzieckiem już wieki temu przestałem być, więc w sumie to miło dowiedzieć się, że nie zatraciło się całkowicie tej dziecięcej naiwności i radości z drobnostek. nie mam nic przeciwko DOBRZE nakręconemu filmowi, gdzie "non stop coś wybucha" - takie kino też jest dla ludzi. nie mam też nic przeciwko filmom skromnym, kontemplacyjnym, pod warunkiem, że rzeczywiście coś w nich jest, a nie tylko kilka ładnych zdjęć i przesłanie tak puste jak mózg przysłowiowej blondynki.
OdpowiedzUsuń