En familie (2010)
Ech, filmy takie jak "Rodzina" zawsze mnie irytują. Nie dlatego, że są jakoś szczególnie złe, ale dlatego że kompletnie trwonią tkwiący w nich potencjał. Pernille Fischer Christensen (która nakręciła przecież niezłą "Telenowelę") "Rodzinę" zrobiła tylko w jednym celu: by pokazać sekwencję umierania nestora rodu piekarzy. Ale wcześniej jest to zupełnie inna historia mająca swoje własne tempo, bohaterów. Reżyserka wrabia widzów i kiedy odsłania w końcu karty jest już za późno, by żądać zwrotu pieniędzy za bilet.
Zafiksowawszy się na problematyce umierania reżyserka ledwie prześlizguje się po o wiele ciekawszych (przynajmniej dla mnie) tematach. Spośród nich najbardziej intrygująco wygląda ten dotykający problemu stosunku do nienarodzonych dzieci. Jedna z głównych bohaterek Ditte to kobieta, dla której rodzina jest bardzo ważna. Silnie związane jest z ojcem. Kiedy okazuje się, że umiera, kobieta rzuci wszystko, zrezygnuje nawet z atrakcyjnej pracy, by być przy rodzinie. Tyle tylko, że wcześniej była w ciąży. Dla owej pracy postanowiła się dziecka pozbyć. Płód miał już 7 tygodni. I w przypadku dziecka i w przypadku ojca Ditte staje przed tym samym dylematem: rodzina czy kariera. Za każdym razem wybiera coś innego.
Niestety dla reżyserki jest to jedynie tło psychologiczne, atrakcyjny dodatek fabularny. Zupełnie nie interesują jej możliwości zestawienia tych dwóch decyzji, skonfrontowania ich i zbadania współczesnej mentalności. Zamiast tego woli nas raczyć kilkominutową sceną agonii, która wcale nie wydała mi się artystycznie uzasadniona, za to mocno niesmaczna.
Ocena: 4
Zafiksowawszy się na problematyce umierania reżyserka ledwie prześlizguje się po o wiele ciekawszych (przynajmniej dla mnie) tematach. Spośród nich najbardziej intrygująco wygląda ten dotykający problemu stosunku do nienarodzonych dzieci. Jedna z głównych bohaterek Ditte to kobieta, dla której rodzina jest bardzo ważna. Silnie związane jest z ojcem. Kiedy okazuje się, że umiera, kobieta rzuci wszystko, zrezygnuje nawet z atrakcyjnej pracy, by być przy rodzinie. Tyle tylko, że wcześniej była w ciąży. Dla owej pracy postanowiła się dziecka pozbyć. Płód miał już 7 tygodni. I w przypadku dziecka i w przypadku ojca Ditte staje przed tym samym dylematem: rodzina czy kariera. Za każdym razem wybiera coś innego.
Niestety dla reżyserki jest to jedynie tło psychologiczne, atrakcyjny dodatek fabularny. Zupełnie nie interesują jej możliwości zestawienia tych dwóch decyzji, skonfrontowania ich i zbadania współczesnej mentalności. Zamiast tego woli nas raczyć kilkominutową sceną agonii, która wcale nie wydała mi się artystycznie uzasadniona, za to mocno niesmaczna.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz