Prom Queen: The Marc Hall Story (2004)
Dziwnie ogląda się ten film. "Prom Queen" inspirowane jest prawdziwą historią Marca Halla, który w 2002 roku pozwał katolicką szkołę do sądu za to, że nie zezwoliła mu na udział w balu maturalnym, na który chciał przyjść ze swoim chłopakiem. Hall sprawę wygrał, a powstały w 2004 roku przypomina lekkie satyry na czasy, które minęły.
Tyle tylko, że nie minęły... no może w Kanadzie, ale nie w sąsiadujących z nimi Stanach, gdzie słynna stała się sprawa sprzed roku. Constance McMillen chciała na bal maturalny przyjść ze swoją dziewczyną, a szkoła powiedziała "nie" (i nie była to szkoła katolicka). Dziewczyna władze szkolne pozwała do sądu, więc szkoła postanowiła odwołać oficjalny bal. Zorganizowano bal prywatny, na który poza McMillen i jej dziewczyną przyszło ledwie pięć osób. Reszta uczniów poszła na zorganizowaną w tajemnicy przed McMillen potańcówkę. Nijak ma się to do fabuły "Prom Queen", gdzie za Marciem murem stają uczniowie, a nawet związek zawodowy robotników.
Sam film to dość standardowa produkcja. Choć na korzyść reżysera Johna L'Ecuyera przemawia fakt, że próbował podejść do tematu trochę inaczej. Początkowe inscenizacje, czy animowane tytuły podrozdziałów to bardzo dobre pomysł. Ale jest ich za mało. Film ma takie wstawki co jakiś czas, po czym powraca do rutyny obrazu opartego na faktach. A szkoda, bo to naprawdę mogła być zabawna satyra na system medialny, prawny i absurdalność podwójnych standardów.
Co do tych standardów, to tu akurat film wypada najsłabiej. Argumentacja przeciwko decyzji szkoły katolickiej jest całkowicie chybiona i przy tak postawionej sprawie nie rozumiem dlaczego Hall wygrał. Choć reżyser próbuje to zamaskować, to jednak wygląda na to, że wygrana Halla to dyskryminacja Kościoła Katolickiego, a z tym trudno mi się pogodzić. Nie rozumiem dlaczego prawa gejów mają być wyżej stawiane niż prawa katolików do podążania za nauką kościoła w szkole, która nie należy do państwa a właśnie do Kościoła. Sprawę można było wygrać wykorzystując do tego argumenty władz szkoły. Otóż z filmu wynika, że zakazano Marcowi wstępu na bal z chłopakiem ponieważ taniec to gra wstępna przed seksem (w dużym skrócie). Jeśli tak, to na bal powinni mieć zakaz wstępu wszyscy, którzy chcą przyjść na bal z osobami, które nie są ich poślubionymi w Kościele małżonkami, jako że seks przedmałżeński jest również grzechem tak jak akt homoseksualny.
Ocena: 6
Tyle tylko, że nie minęły... no może w Kanadzie, ale nie w sąsiadujących z nimi Stanach, gdzie słynna stała się sprawa sprzed roku. Constance McMillen chciała na bal maturalny przyjść ze swoją dziewczyną, a szkoła powiedziała "nie" (i nie była to szkoła katolicka). Dziewczyna władze szkolne pozwała do sądu, więc szkoła postanowiła odwołać oficjalny bal. Zorganizowano bal prywatny, na który poza McMillen i jej dziewczyną przyszło ledwie pięć osób. Reszta uczniów poszła na zorganizowaną w tajemnicy przed McMillen potańcówkę. Nijak ma się to do fabuły "Prom Queen", gdzie za Marciem murem stają uczniowie, a nawet związek zawodowy robotników.
Sam film to dość standardowa produkcja. Choć na korzyść reżysera Johna L'Ecuyera przemawia fakt, że próbował podejść do tematu trochę inaczej. Początkowe inscenizacje, czy animowane tytuły podrozdziałów to bardzo dobre pomysł. Ale jest ich za mało. Film ma takie wstawki co jakiś czas, po czym powraca do rutyny obrazu opartego na faktach. A szkoda, bo to naprawdę mogła być zabawna satyra na system medialny, prawny i absurdalność podwójnych standardów.
Co do tych standardów, to tu akurat film wypada najsłabiej. Argumentacja przeciwko decyzji szkoły katolickiej jest całkowicie chybiona i przy tak postawionej sprawie nie rozumiem dlaczego Hall wygrał. Choć reżyser próbuje to zamaskować, to jednak wygląda na to, że wygrana Halla to dyskryminacja Kościoła Katolickiego, a z tym trudno mi się pogodzić. Nie rozumiem dlaczego prawa gejów mają być wyżej stawiane niż prawa katolików do podążania za nauką kościoła w szkole, która nie należy do państwa a właśnie do Kościoła. Sprawę można było wygrać wykorzystując do tego argumenty władz szkoły. Otóż z filmu wynika, że zakazano Marcowi wstępu na bal z chłopakiem ponieważ taniec to gra wstępna przed seksem (w dużym skrócie). Jeśli tak, to na bal powinni mieć zakaz wstępu wszyscy, którzy chcą przyjść na bal z osobami, które nie są ich poślubionymi w Kościele małżonkami, jako że seks przedmałżeński jest również grzechem tak jak akt homoseksualny.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz