Rompecabezas (2009)
Lubię kino takie, jak to prezentowane w "Puzzlach". Film jest prosty, a fabuła mało skomplikowana, kręcona "po bożemu" bez formalnych ekscesów. Jednak to, co oglądam jest niejednoznaczne, inspiruje do przemyśleń, zmienia się w zależności od tego, z którego punktu patrzę.
"Puzzle" są zatem studium syndromu pustego gniazda. Film zaczyna się od przyjęcia urodzinowego głównej bohaterki (kończy 50 lat). Widzimy jak krząta się, wszystko robi sama, nie przyjmuje od nikogo pomocy. Jednak wie, a w każdym razie przeczuwa, że to już koniec, że wkrótce w domu zalegnie cisza, a jedynym towarzyszem będzie mąż. Starszy syn właśnie bierze kredyt i zamierza kupić mieszkanie. Młodszy wymyka się spod skrzydeł matki i szuka schronienia u boku młodej dziewczyny, która nawraca go na wegetarianizm i zachęca do przerwania studiów na rzecz wyjazdu do Indii. Bohaterka zostaje zatem z całą energią, dla której nie ma ujścia. Znajduje sobie zatem nową obsesję – puzzle. Obsesja ta otworzy ją na nowy świat, dotąd pozostający poza jej zasięgiem.
"Puzzle" to również studium uzależnienia. Reżyserka-debiutantka pokazuje, że wszystko może być źródłem uzależnienia. Nawet tak niewinna rzecz jak pudełko z puzzlami może wciągać bez reszty. Bohaterka zachowuje się jak typowa pijaczka czy narkomanka. Coraz więcej czasu spędza "odlatując" podczas układania puzzli. Swoje zachowania ukrywa przed rodziną, układając puzzle po kryjomu. Wymyśla bajeczki, żeby wymykać się spod bacznego oka bliskich. Zaniedbuje rodzinę przewartościowawszy swoje priorytety. Znajduje też sobie podobnych i przedkłada ich towarzystwo, nad rodzinę. Trzeba jednak przyznać, że lepiej być uzależnionym od puzzli niż od heroiny – meliny są o wiele wygodniejsze.
To, co bardzo mi się w filmie spodobało to sposób, w jaki pokazano, że nawet jeśli masz hobby, które jest z trudem akceptowane przez rodzinę, to wcale nie czyni to cię bardziej tolerancyjnym na dziwne hobby innych. Bohaterka nie potrafi pogodzić się z nagłym przejściem syna na wegetarianizm, odrzuca ją też filozofia tai chi, którą ćwiczy mąż. W amerykańskim kinie większość twórców pewnie poddałaby się pokusie, by uczynić z kobiety postać otwartą i tolerancyjną. Tu tak – na całe szczęście – nie jest.
Mocnym punktem filmu jest też grająca główną rolę María Onetto. Jej powściągliwa gra twarzą i ciałem sprawia, że bez reszty uwierzyłem w realność jej postaci.
Ocena: 7
"Puzzle" są zatem studium syndromu pustego gniazda. Film zaczyna się od przyjęcia urodzinowego głównej bohaterki (kończy 50 lat). Widzimy jak krząta się, wszystko robi sama, nie przyjmuje od nikogo pomocy. Jednak wie, a w każdym razie przeczuwa, że to już koniec, że wkrótce w domu zalegnie cisza, a jedynym towarzyszem będzie mąż. Starszy syn właśnie bierze kredyt i zamierza kupić mieszkanie. Młodszy wymyka się spod skrzydeł matki i szuka schronienia u boku młodej dziewczyny, która nawraca go na wegetarianizm i zachęca do przerwania studiów na rzecz wyjazdu do Indii. Bohaterka zostaje zatem z całą energią, dla której nie ma ujścia. Znajduje sobie zatem nową obsesję – puzzle. Obsesja ta otworzy ją na nowy świat, dotąd pozostający poza jej zasięgiem.
"Puzzle" to również studium uzależnienia. Reżyserka-debiutantka pokazuje, że wszystko może być źródłem uzależnienia. Nawet tak niewinna rzecz jak pudełko z puzzlami może wciągać bez reszty. Bohaterka zachowuje się jak typowa pijaczka czy narkomanka. Coraz więcej czasu spędza "odlatując" podczas układania puzzli. Swoje zachowania ukrywa przed rodziną, układając puzzle po kryjomu. Wymyśla bajeczki, żeby wymykać się spod bacznego oka bliskich. Zaniedbuje rodzinę przewartościowawszy swoje priorytety. Znajduje też sobie podobnych i przedkłada ich towarzystwo, nad rodzinę. Trzeba jednak przyznać, że lepiej być uzależnionym od puzzli niż od heroiny – meliny są o wiele wygodniejsze.
To, co bardzo mi się w filmie spodobało to sposób, w jaki pokazano, że nawet jeśli masz hobby, które jest z trudem akceptowane przez rodzinę, to wcale nie czyni to cię bardziej tolerancyjnym na dziwne hobby innych. Bohaterka nie potrafi pogodzić się z nagłym przejściem syna na wegetarianizm, odrzuca ją też filozofia tai chi, którą ćwiczy mąż. W amerykańskim kinie większość twórców pewnie poddałaby się pokusie, by uczynić z kobiety postać otwartą i tolerancyjną. Tu tak – na całe szczęście – nie jest.
Mocnym punktem filmu jest też grająca główną rolę María Onetto. Jej powściągliwa gra twarzą i ciałem sprawia, że bez reszty uwierzyłem w realność jej postaci.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz