Thor (2011)
No cóż, nie tego spodziewałem się po Kennethie Branaghu. Facet, który fantastycznie potrafi prowadzić aktorów, który znakomicie łączy rozmach z humorem, tragedię o gigantycznych rozmiarach z osobistą historią, powinien był sobie lepiej poradzić z opowieścią o komiksowym bożku. A tymczasem oglądając "Thora" miałem spore trudności z pamiętaniem, że nakręcił go ten sam gość co "Henryka V", "Hamleta" i "Pojedynek". Nie ta klasa, zupełnie nie ta klasa.
"Thor" to typowa letnia produkcja, w której akcent położony został na widowisko, a nie na fabułę. Dlatego też rzecz ogląda się najlepiej przy wyłączonym mózgu, bez zadawania pytań w stylu "dlaczego?", "skąd?" itp. Niestety historia ma tyle dziur logicznych, że w zasadzie pozostaje jedynie bardzo ogólny zarys. Spośród wszystkich bohaterów, tylko Loki wydaje się postacią pełnokrwistą. Przemiana Thora jest słabo uzasadniona, a o Jane lepiej nie wspominać. Za mało jest też awanturniczego humoru, choć przecież jest trójka towarzyszy Thora, którzy istnieją tylko jako "comic relief".
Na dodatek "Thor" jest filmem seksistowskim i rasistowskim. Seksizm jest tu dość sprytnie ukryty, bo Jane jest utalentowanym naukowcem, a Sif to dzielna wojowniczka, która równie dobrze radzi sobie w walce, co najwięksi herosi Asgardu. Jednak Jane okazuje się trzpiotką, która wspólny język znalazłaby raczej z bohaterkami "Legalnej blondynki" bądź "Clueless" niż Marią Skłodowską-Curie. Zresztą rola Jane w filmie sprowadza się w zasadzie do funkcji fluffera w chwili, kiedy Thor wiotczeje. Z Sif nie jest lepiej. Okazuje się bowiem, że wcale nie została wojowniczką, bo tego chciała, lecz dlatego, że w ten sposób mogła być bliżej faceta, na którego widok się po kryjomu ślini.
Rasizm jest bardziej widoczny. Nieudolny Heimdall uczy nas, by nie zatrudniać czarnoskórych na posady strażników, dozorców, ochroniarzy itp. Nauka jest tym wyraźniej podkreślona, że przecież Heimdall ani w mitach nordyckich ani w klasycznym komiksie Marvela nie ma czarnego koloru skóry, a w filmie i owszem.
A sam Chris Hemsworth? Za często szczerzył zęby. W sumie gra dobrze, ale jakoś nie do końca kupiłem go w roli Thora. Najbardziej autentyczny wydał mi się w scenie podawania śniadania do stołu. Rola kelnera w przydrożnej jadłodajni bardziej do niego pasuje.
Mimo tego całego narzekania film oglądało mi się bez większych zgrzytów (poza scenami z Portman). Ot niezły film rozrywkowy do jednorazowego wykorzystania.
Ocena: 6
"Thor" to typowa letnia produkcja, w której akcent położony został na widowisko, a nie na fabułę. Dlatego też rzecz ogląda się najlepiej przy wyłączonym mózgu, bez zadawania pytań w stylu "dlaczego?", "skąd?" itp. Niestety historia ma tyle dziur logicznych, że w zasadzie pozostaje jedynie bardzo ogólny zarys. Spośród wszystkich bohaterów, tylko Loki wydaje się postacią pełnokrwistą. Przemiana Thora jest słabo uzasadniona, a o Jane lepiej nie wspominać. Za mało jest też awanturniczego humoru, choć przecież jest trójka towarzyszy Thora, którzy istnieją tylko jako "comic relief".
Na dodatek "Thor" jest filmem seksistowskim i rasistowskim. Seksizm jest tu dość sprytnie ukryty, bo Jane jest utalentowanym naukowcem, a Sif to dzielna wojowniczka, która równie dobrze radzi sobie w walce, co najwięksi herosi Asgardu. Jednak Jane okazuje się trzpiotką, która wspólny język znalazłaby raczej z bohaterkami "Legalnej blondynki" bądź "Clueless" niż Marią Skłodowską-Curie. Zresztą rola Jane w filmie sprowadza się w zasadzie do funkcji fluffera w chwili, kiedy Thor wiotczeje. Z Sif nie jest lepiej. Okazuje się bowiem, że wcale nie została wojowniczką, bo tego chciała, lecz dlatego, że w ten sposób mogła być bliżej faceta, na którego widok się po kryjomu ślini.
Rasizm jest bardziej widoczny. Nieudolny Heimdall uczy nas, by nie zatrudniać czarnoskórych na posady strażników, dozorców, ochroniarzy itp. Nauka jest tym wyraźniej podkreślona, że przecież Heimdall ani w mitach nordyckich ani w klasycznym komiksie Marvela nie ma czarnego koloru skóry, a w filmie i owszem.
A sam Chris Hemsworth? Za często szczerzył zęby. W sumie gra dobrze, ale jakoś nie do końca kupiłem go w roli Thora. Najbardziej autentyczny wydał mi się w scenie podawania śniadania do stołu. Rola kelnera w przydrożnej jadłodajni bardziej do niego pasuje.
Mimo tego całego narzekania film oglądało mi się bez większych zgrzytów (poza scenami z Portman). Ot niezły film rozrywkowy do jednorazowego wykorzystania.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz