Water for Elephants (2011)

Śliczniutki. To pierwsze słowo, jakie przychodzi mi na wspomnienie "Wody dla słoni". Wykorzystując, że akcja filmu rozgrywa się w latach 30., twórcy zrealizowali film według ówczesnych wzorców, tworząc widowisko "larger then life", tak piękne, by jeszcze bardziej przyćmiewało szarą rzeczywistość dając iluzję przebywania w świecie marzeń. Nasycone barwami zdjęcia Rodrigo Prieto zachwycają każdym kadrem. Perfekcyjny makijaż, fryzury i kostiumy sprawiają, że nie sposób oderwać wzrok od aktorów. A do tego wszystkiego archetypiczna historia o dwóch mężczyznach i znajdującej się między nimi kobiecie. Czegóż można chcieć więcej? Toż to wizualny majstersztyk.


Niestety treściowo film kuleje i to z winy reżysera (co mnie szczególnie nie dziwi). Francis Lawrence zdaje się być kompletnie niezainteresowany tym, by wydobyć z aktorów coś więcej poza ich standardowe emploi. I tak Robert Pattinson wciąż paraduje z miną zbolałego kundla cierpiącego na zatwardzenie, z tą tylko różnicą, że tym razem może sobie pozwolić na rumieniec i opaleniznę. Reese Witherspoon jest cudowną laleczką, dokładnie taką, jaką od lat widzą w niej Amerykanie i dlaczego niezmiennie wybierają ją swoją ulubienicą. Zaś Christoph Waltz znów jest psychopatą pozornie ciapowatym. Od czasu nieszczęsnych "Bękartów wojny" jest to jedyna postać, w jakie chce widzieć Waltza Hollywood. I właśnie przez takie potraktowanie aktorów "Woda dla słoni" jest tylko cieniem tego, co kiedyś kino oferowało widzom.

Ocena: 6

Ps. Film ma u mnie plus za to, że Pattinson i Waltz starają się mówić po polsku. Nie zrobiono tego, co uczynił Weir w "Niepokonanych", który polskie dialogi dał z dubbingu.

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)