Kvinden der drømte om en mand (2010)
Wariacja na temat baśni o Małej Syrence Andersena. U Pera Flya nie jest to jednak historia wzniosłego uczucia, czystego i pozbawionego egoizmu, a wręcz przeciwnie: obsesji mrocznej i prowadzącej do całkowitego zatracenia. Fly zachowuje się jak Kaj, bohater innej z baśni Andersena, któremu dostał się do oka odłamek zwierciadła, wypaczający wszystko, co widzi z iluzji czyniąc rzeczywistość, prawdę zaś zafałszowując.
Pomysł skrzywienia andersenowej baśni, nadania jej mrocznych, wręcz chorobliwych akcentów, nie był sam w sobie zły. Fiksacja K. "polskim księciem" to miłość do wyobrażenia, mężczyzny ze snu, który tak się składa, że ma swój odpowiednik w realnym świecie. Lecz prawdziwy mężczyzna nie jest księciem, o czym boleśnie K. się przekona. Scena z nożem, na schodach, kiedy K. jest o krok od zabicia księcia, to najlepsze odniesienie do baśni w całym filmie.
Niestety Fly nie potrafił wykorzystać pomysłu. Postać K. przekracza granice groteski. Przez to "Kobieta, która pragnęła mężczyzny" zaczyna przypominać nieudolną satyrę na kino kobiece spod znaku Catherine Breillat. Nie do końca też rozumiem, dlaczego reżyser postanowił tak bardzo oszpecić Dorocińskiego, który wygląda jak pijak będący jedną nogą w grobie, a nie jak kobieciarz, który uwodzi jedną kobietę za drugą.
Za dużo w tym filmie sztucznej histerii, za mało prawdy o kobiecej psychice.
Ocena: 5
Pomysł skrzywienia andersenowej baśni, nadania jej mrocznych, wręcz chorobliwych akcentów, nie był sam w sobie zły. Fiksacja K. "polskim księciem" to miłość do wyobrażenia, mężczyzny ze snu, który tak się składa, że ma swój odpowiednik w realnym świecie. Lecz prawdziwy mężczyzna nie jest księciem, o czym boleśnie K. się przekona. Scena z nożem, na schodach, kiedy K. jest o krok od zabicia księcia, to najlepsze odniesienie do baśni w całym filmie.
Niestety Fly nie potrafił wykorzystać pomysłu. Postać K. przekracza granice groteski. Przez to "Kobieta, która pragnęła mężczyzny" zaczyna przypominać nieudolną satyrę na kino kobiece spod znaku Catherine Breillat. Nie do końca też rozumiem, dlaczego reżyser postanowił tak bardzo oszpecić Dorocińskiego, który wygląda jak pijak będący jedną nogą w grobie, a nie jak kobieciarz, który uwodzi jedną kobietę za drugą.
Za dużo w tym filmie sztucznej histerii, za mało prawdy o kobiecej psychice.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz