Strapped (2010)
Kiedy poznajemy w pierwszej scenie bohatera filmu, najlepiej pasującym do niego imieniem jest Nemo. Jest idealnym Nikim, definiowanym jedynie przez swą funkcję – męskiej dziwki. W zależności od tego, z kim jest, taką przybiera formę. Każdy z klientów narzuca mu kształt, który jemu daje ukojenie. Nemo dostaje pieniądze, które niczym pole siłowe mają go chronić przed bliskością.
A jednak, choćby nie wiem jak bardzo się starał, nie pozostaje nietknięty. Każde spotkanie, każda interakcja odciska na nim piętno, zamraża część formy w konkretnym kształcie. Nemo, który jeszcze na początku twierdzi, że lubi przygodę, przypadkowość swoich spotkań, zaczyna być coraz bardziej samoświadomy. Wraz z tym zmianie ulega percepcja jego własnej egzystencji. Już nie jest do końca Nikim, a im bardziej jest Kimś, tym bardziej jego dotychczasowy styl życia jawi mu się jako błądzenie w labiryncie. Aż w końcu jego forma konsoliduje się. Już nie jest męską dziwką. Teraz on też ma pragnienia. Odnalazł drogę wyjścia z labiryntu, a zarazem swe miejsce w świecie.
"Strapped" choć niby rozgrywa się konkretnym miejscu, w rzeczywistości przypomina jedną z onirycznych przypowieści. Całości bliżej jest do off-broadwayowskiego przedstawienia, ale w tym przypadku nie jest to wada. Reżyserowi udało się stworzyć klimat, który przypomina mi obrazy Jarmana i Greenawaya: inscenizowane a jednocześnie odrealnione. "Strapped" można traktować jako alegorię dorastania jako gej (a może w ogóle jako człowiek): zagubieni w labiryncie cielesnych namiętności, możemy się z niego uwolnić tylko jeśli uda nam się nawiązać rzeczywistą relację z drugą osobą.
Symbolika filmu jest może zbyt prosta. Końcowy morał zbyt naiwny i konserwatywny. Jednak nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze dzieła. Jeśli jest coś, nad czym reżyser naprawdę powinien popracować, to jest to sztuka montażu i wizualna wrażliwość. Zdjęcia pozostawiają sporo do życzenia. Kilka kadrów został dobrze skomponowanych, ale były to wyjątki.
Ocena: 7
A jednak, choćby nie wiem jak bardzo się starał, nie pozostaje nietknięty. Każde spotkanie, każda interakcja odciska na nim piętno, zamraża część formy w konkretnym kształcie. Nemo, który jeszcze na początku twierdzi, że lubi przygodę, przypadkowość swoich spotkań, zaczyna być coraz bardziej samoświadomy. Wraz z tym zmianie ulega percepcja jego własnej egzystencji. Już nie jest do końca Nikim, a im bardziej jest Kimś, tym bardziej jego dotychczasowy styl życia jawi mu się jako błądzenie w labiryncie. Aż w końcu jego forma konsoliduje się. Już nie jest męską dziwką. Teraz on też ma pragnienia. Odnalazł drogę wyjścia z labiryntu, a zarazem swe miejsce w świecie.
"Strapped" choć niby rozgrywa się konkretnym miejscu, w rzeczywistości przypomina jedną z onirycznych przypowieści. Całości bliżej jest do off-broadwayowskiego przedstawienia, ale w tym przypadku nie jest to wada. Reżyserowi udało się stworzyć klimat, który przypomina mi obrazy Jarmana i Greenawaya: inscenizowane a jednocześnie odrealnione. "Strapped" można traktować jako alegorię dorastania jako gej (a może w ogóle jako człowiek): zagubieni w labiryncie cielesnych namiętności, możemy się z niego uwolnić tylko jeśli uda nam się nawiązać rzeczywistą relację z drugą osobą.
Symbolika filmu jest może zbyt prosta. Końcowy morał zbyt naiwny i konserwatywny. Jednak nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze dzieła. Jeśli jest coś, nad czym reżyser naprawdę powinien popracować, to jest to sztuka montażu i wizualna wrażliwość. Zdjęcia pozostawiają sporo do życzenia. Kilka kadrów został dobrze skomponowanych, ale były to wyjątki.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz