Super 8 (2011)
Kiedy jeszcze dwa miesiące temu ktoś powiedziałby, że tego lata zobaczę co najmniej kilka bardzo dobrych filmów amerykańskich spod znaku kina komercyjnego, to bym go wyśmiał. Teraz jednak okazuje się, że pomimo takich wpadek jak "Piraci 4" i "Kac 2", może być to najlepszy artystycznie letni sezon od lat. Kolejnym na to dowodem jest "Super 8".
Pomimo faktu, że Abrams był w stanie wstrzyknąć nowe życie w "Star Treka", do "Super 8" podchodziłem z dużą rezerwą. Cały ten zgiełk, jaki towarzyszył promocji, mnie jakoś kompletnie nie obchodził i "Super 8" wcale nie było jednym z tych filmów, które koniecznie muszę zobaczyć. Nastawiony sceptycznie, szybko jednak dałem się porwać opowiadanej historii. Abrams okazał się znakomitym bajarzem, który, gdyby urodził się 30 lat wcześniej, być może na początku lat 80. byłby bardziej znany niż Spielberg. Małe miasteczko, grupa dzieciaków i tajemnicze wydarzenia w okolicy. Abrams wyśmienicie splata te trzy nici fabularne stopniowo zagęszczając atmosferę. Bardzo podoba mi się to, że przez większą część filmu nie widzimy stwora, który terroryzuje miasteczko kradną sprzęty AGD i elektronikę. Historia jest prosta i naiwna, ale jednocześnie skręcona pewną ręką człowieka, który dobrze wie co robi.
I który doskonale zna styl Spielberga. Abramsowi bezbłędnie udało się uchwycić zalety i wady kina Spielberga, jego fenomenalne wyczucie budowania napięcia jak i słabość do kiczowatych zakończeń. Nie, tym razem obyło się bez amerykańskiej flagi, jest za to ulatujący medalion – chwyt, którego Spielberg na pewno by sobie nie odmówił, gdyby to on kręcił film.
Z całego filmu najbardziej zaskoczył mnie jednak David Gallagher. Wciąż pamiętam go jako rezolutnego chłopczyka z "Siódmego nieba", a tu gra zabawną rolę młodego fana trawki.
Ocena: 7
Pomimo faktu, że Abrams był w stanie wstrzyknąć nowe życie w "Star Treka", do "Super 8" podchodziłem z dużą rezerwą. Cały ten zgiełk, jaki towarzyszył promocji, mnie jakoś kompletnie nie obchodził i "Super 8" wcale nie było jednym z tych filmów, które koniecznie muszę zobaczyć. Nastawiony sceptycznie, szybko jednak dałem się porwać opowiadanej historii. Abrams okazał się znakomitym bajarzem, który, gdyby urodził się 30 lat wcześniej, być może na początku lat 80. byłby bardziej znany niż Spielberg. Małe miasteczko, grupa dzieciaków i tajemnicze wydarzenia w okolicy. Abrams wyśmienicie splata te trzy nici fabularne stopniowo zagęszczając atmosferę. Bardzo podoba mi się to, że przez większą część filmu nie widzimy stwora, który terroryzuje miasteczko kradną sprzęty AGD i elektronikę. Historia jest prosta i naiwna, ale jednocześnie skręcona pewną ręką człowieka, który dobrze wie co robi.
I który doskonale zna styl Spielberga. Abramsowi bezbłędnie udało się uchwycić zalety i wady kina Spielberga, jego fenomenalne wyczucie budowania napięcia jak i słabość do kiczowatych zakończeń. Nie, tym razem obyło się bez amerykańskiej flagi, jest za to ulatujący medalion – chwyt, którego Spielberg na pewno by sobie nie odmówił, gdyby to on kręcił film.
Z całego filmu najbardziej zaskoczył mnie jednak David Gallagher. Wciąż pamiętam go jako rezolutnego chłopczyka z "Siódmego nieba", a tu gra zabawną rolę młodego fana trawki.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz