Capitalism: A Love Story (2009)


Hahaha. Kto by pomyślał, że facet, który popularność zbił na demaskowaniu cynizmu polityków i biznesu, sam okaże się tak wielkim naiwniakiem. Z perspektywy czasu "Kapitalizm, moja miłość" ogląda się jak krzyk nadziei, nadziej na lepsze jutro, nadziej, którą kolejne lata rozwiały jako mrzonki. Film powstał u zarania prezydentury Obamy i widać, jak bardzo liczył na tę prezydenturę Moore. I przez to trochę się wygłupił, choć rzecz jasna nie aż tak bardzo, jak grono przyznające nagrody Nobla.


Sam film to w dużej mierze lansowanie się samego Moore'a (te sceny "obywatelskiego aresztowania"). Jednak nawet po odjęciu autopromocji pozostaje sporo ciekawego materiału. To, co mnie najbardziej zainteresowało, to konsekwentne odcinanie demokracji od kapitalizmu. W Stanach obie te idee uważa się wręcz za istniejące symbiotyczne, Moore wyraźnie popiera tę pierwszą a neguje tę drugą, co czyni z niego socjalistę (oczywiście nie w sensie, jakim pojęcie to było wykorzystywane/wypaczone w Bloku Wschodnim). I to dość skrajnego, zwłaszcza kiedy w napisach końcowych podaje cytaty byłych prezydentów USA i Ojców Założycieli, którzy byli bardzo negatywnie nastawieni do własności prywatnej. Włączenie w to wszystko Kościoła Katolickiego czyni z Moore'a także sympatyka teologii wyzwolenia, co także wydało mi się interesujące.

W sumie najbardziej ciekawi mnie, jakie byłoby post scriptum, co powiedziałby o pierwszej kadencji Obamy.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)