Fri os fra det onde (2009)
Ach ten fantastyczny Ole Bornedal! Wiedziałem, że nie powinienem ufać pozorom, że znów wywróci wszystko do góry nogami, a jednak dałem się wciągnąć fabule i zaskoczyć wywrotce, jaką reżyser serwuje na końcu. Bornedal jest dla mnie tym w kinie, kim w literaturze jest Gene Wolfe: pozostając absolutnie szczerym i tak potrafi mnie zwieść i oszukać. I za to właśnie ich obu uwielbiam.
Jak informuje nas narratorka na samym początku. Rzecz rozgrywa się w duńskim miasteczku, gdzie życie jest proste, a ludzie z łatwością rozróżniają dobro od zła. Jednak już w ciągu pięciu minut orientujemy się, że jest wręcz przeciwnie. Obraz może i jest wyprany z barw, ale za to relacje między bohaterami dalekie są od prostoty. Wszystko to wyjdzie na jaw, ukazując prawdziwe oblicze mieszkańców miasteczka, kiedy przy drodze odnalezione zostaną zwłoki kobiety. My wiemy, co się stało... A przynajmniej tak się nam wydaje.
Wszystko w tym filmie jest efektem z góry założonych wniosków. Alain, jako obcy zostaje kozłem ofiarnym. Został nim, bo wrobił go Lars, który jednak nie sądził, że sprawa przerodzi się w lincz. W obronie Alaina staje Johannes, brat Larsa, ale nie czyni tego wcale ze szlachetnych pobudek. Tak jak mieszkańcy są uprzedzeni wobec przybyłego z Bośni Alaina, tak Johannes, jest uprzedzony wobec mieszkańców miasteczka. W ciągu kilkunastu minut dobro staje się złem, prawda fałszem, a kiedy wszystkie elementy układanki trafią na swoje miejsce, widzowie będą równie wstrząśnięci co bohaterowie. I w tym tkwi siła kina Bornedala.
Jak informuje nas narratorka na samym początku. Rzecz rozgrywa się w duńskim miasteczku, gdzie życie jest proste, a ludzie z łatwością rozróżniają dobro od zła. Jednak już w ciągu pięciu minut orientujemy się, że jest wręcz przeciwnie. Obraz może i jest wyprany z barw, ale za to relacje między bohaterami dalekie są od prostoty. Wszystko to wyjdzie na jaw, ukazując prawdziwe oblicze mieszkańców miasteczka, kiedy przy drodze odnalezione zostaną zwłoki kobiety. My wiemy, co się stało... A przynajmniej tak się nam wydaje.
Wszystko w tym filmie jest efektem z góry założonych wniosków. Alain, jako obcy zostaje kozłem ofiarnym. Został nim, bo wrobił go Lars, który jednak nie sądził, że sprawa przerodzi się w lincz. W obronie Alaina staje Johannes, brat Larsa, ale nie czyni tego wcale ze szlachetnych pobudek. Tak jak mieszkańcy są uprzedzeni wobec przybyłego z Bośni Alaina, tak Johannes, jest uprzedzony wobec mieszkańców miasteczka. W ciągu kilkunastu minut dobro staje się złem, prawda fałszem, a kiedy wszystkie elementy układanki trafią na swoje miejsce, widzowie będą równie wstrząśnięci co bohaterowie. I w tym tkwi siła kina Bornedala.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz