Don't Be Afraid of the Dark (2010)
Guillermo del Toro i jego pomocnik Troy Nixen ożywiają jeden z największych ludzkich koszmarów. I nie jest to strach przed ciemnością i kryjącymi się w niej potworkami (choć i jednego i drugiego jest w filmie dostatek). Tym koszmarem jest świadomość osamotnienia, kiedy doświadczenia tak straszliwie realne są bagatelizowane przez tych, którzy nas kochają, którzy powinni nas wspierać i chronić. Tym koszmarem jest bezradność, kiedy błagasz o pomoc i kiedy pomoc ta jest ci obiecana, lecz wystarczy, że się na chwilę uspokoisz, a już odkładane są w kąt.
Sally jest "tylko" dzieckiem, dlatego też jej strach jest przez dorosłych kwitowany machnięciem ręki. Bo też czym są jej małe, "wyobrażone" potworki wobec ich wielkich ambicji i kredytów, które trzeba spłacać? I trochę szkoda, że jej koszmar został pokazany w sposób tak rzeczywisty. Osobiście wolałbym, żeby twórcy poszli w stronę większej niejednoznaczność, bo – jak stwierdza postać grana przez Katie Holmes – nie ma tak naprawdę znaczenia, czy inni widzą potworki czy też nie, liczy się to, że dla Sally są one rzeczywistością. W tym momencie twórcy lekko zahaczają o koszmar "psychicznie chorych", dla których urojenia i omamy są realnym doświadczeniem i którzy nie mogą uzyskać wsparcia od otoczenia, ponieważ to neguje prawdziwość ich przeżyć.
SPOILER
Na "Nie bój się ciemności" można też spojrzeć jak na klasyczną baśń psychoanalityczną. Historia trójkąta Sally-ojciec-kochanka idealnie wpisuje się w schemat kompleksu Elektry. Córka zazdrosna o ojca reaguje (nieświadomie) agresją na obecność u jego boku nowej kobiety. Dom, piwnica, zamurowany kanał – wszystko to są kobiece, waginalne symbole. I to one rodzą potwory. I tu pojawia się bardzo przewrotny mechanizm psychiczny: 1) Popęd agresywny budzi lęk u dziecka, więc kierowany jest na nią samą (autoagresja – Sally ofiarą potworków). 2) Kobieta staje się postacią męczeńską, która oddaje swoje życie. 3) W rezultacie destrukcyjna fantazja dziecka zostaje spełniona – córka zostaje sama z ojcem – ALE agresywne impulsy są na pierwszy rzut oka nie do wykrycia, ponieważ dziecko świadomie czuje teraz miłość, a agresywne zachowania, które były ujawniane nie były kierowane na obiekt, który rzeczywiście tę agresję budził.
Oczywiście jest to także przypowieść o jeszcze głębiej zakopanej w nieświadomości agresji wobec matki. W filmie matka jest postacią odległą, nigdy nie widzianą. Dwie rozmowy telefoniczne i wspomnienie o lekach daje jednak dużo wskazówek do spekulacji. Matka jest więc tu postacią, która a) porzuca dziecko b) tłamsi i kontroluje odczuwane przez dziecko popędy. Z teorii Klein i jej podobnych wiemy, że gryzienie piersi przez dziecko jest jednym z pierwszych przejawów popędu agresywnego skierowanego wobec rodzicielki. Jednak ten popęd szybko jest usuwany ze świadomości i maskowany. Pozostaje jednak w zbiorowej nieświadomości jako żywy lęk przed karą (dziecięce zęby, którymi "żywią" się potwory w filmie).
END SPOILER
Śmieszy mnie narzekanie wielu osób na "Nie bój się ciemności". Zastanawiam się bowiem, ile z nich z sentymentem wspomina "kultowe" i "znakomite" filmy z lat 80. Obraz Nixeya jest bowiem na maxa oldschoolowy i boleśnie przypomina wszystkie zalety ale i wady kina sprzed lat. W zasadzie tylko komputerowo wykreowane potwory są ukłonem w stronę nowoczesności. Sposób prowadzenia narracji, konstrukcja bohaterów, a nawet konkretne ujęcia nie mają wiele wspólne z tym, jak dziś kręci się horrory. Mnie to nie przeszkadza, ale ja nigdy nie miałem problemu z lubieniem "złych" filmów.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz