Seul contre tous (1998)
Hmm, teraz przynajmniej wiem, jak czują się kobiety niespełnione przez mężczyzn. "Seul contre tous" dużo zapowiada, ale kiedy przychodzi co do czego, ledwie mrugniesz, a już jest po wszystkim. Trudno nie czuć rozczarowania, czy wręcz irytacji, że zostało się wystrychniętym na dutka.
Długo zbierałem się do obejrzenia "Seul contre tous". Po "Wkraczając w pustkę" entuzjazm jednak mocno zmalał. I miałem rację. "Seul contre tous" zresztą w wielu miejscach przypomina najnowszy film Noégo. Znów początek zapowiadał interesujący film, im jednak dłużej całość trwała, tym było gorzej. Nihilizm człowieka z nizin społecznych przygniecionego niekorzystnymi warunkami ekonomicznymi został przez reżysera bardzo wiarygodnie i sugestywnie pokazany. Obraz ten jest zresztą dziś bardzo aktualny i wiele osób na świecie, nie tylko w Grecji, z łatwością zrozumiałaby przez co przechodzi główny bohater.
Niestety ostrzeganie przed przemocą jest zwyczajnym oszukiwaniem widzów. Jedna scena i do tego mało brutalna nie upoważnia do tych wszystkich oczojebnych napisów ostrzegawczych. A postać Rzeźnika też zostaje rozmieniona na drobne, stając się wręcz komiczna. Ot, smutny clown, który swoje tchórzostwo topi między nogami córki. Żałosne.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz