Miral (2010)
Może Schnabel powinien robić filmy rzadziej. Po dobrym "Motylu i skafandrze", który powstał 7 lat po jeszcze lepszym "Zanim zapadnie noc", wystarczyły ledwie trzy lata, by nakręcił "Miral". I niestety nie wyszło. Oczywiście w porównaniu do jego wcześniejszych rzeczy, bo na tle innych twórców, wciąż trzyma formę.
Wydaje mi się, że reżyser był zbyt samoświadomy wagi tematyki, co go powstrzymało, przed prawdziwym zanurzeniem się w historii. Mam wrażenie, jakby tylko ślizgał się po powierzchni, klucząc pomiędzy najważniejszymi wydarzeniami z ostatniego półwiecza historii Izraela i Palestyny. Tu i ówdzie przebija czysto ludzki dramat jednostek niszczonych przez konflikt, którego nie wybrali, w którym uczestniczą za sprawą odgórnego założenia. Jednak istota niezwykłego przedsięwzięcia Hind Husseini gdzieś się rozmywa. Zaś osobista podróż Miral ma więcej wspólnego ze ślepym trafem i wsparciem innych, niż z jej własnym, wewnętrznym rozwojem. Jak na Schnabela to zdecydowanie za mało.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz