The Descendants (2011)
Nawet w raju można mieć złamane serce. Po latach milczenia Payne powraca przyjemną dla oka powiastką o mężczyźnie, który musi poradzić sobie z trudną sytuacją osobistą, zająć się dwiema nastoletnimi córkami oraz wspaniałym kawałkiem hawajskiej ziemi. Reżyser płynnie prowadzi narrację, tworząc doskonałą mieszankę humoru i smutku.
Mam jednak dwa "ale". Pierwsze dotyczy ciągłego podkreślania stereotypowego wizerunku Hawajów jako raju na ziemi. Na początku jest to bardzo urocze i wydaje się takie pomysłowe (w konfrontacji z historią głównego bohatera). Po godzinie jest już tylko urocze. Po półtorej godzinie zaczyna męczyć. A przed napisami końcowymi miałem już serdecznie dosyć bosych stóp, muzyczki rodem z windy i pięknie kadrowanych obrazów Pacyfiku, plaż i bujnej roślinności.
Drugie "ale" to prezentacja dość kontrowersyjnego sposobu radzenia sobie z trudną młodzieżą. Według "Spadkobierców", jeśli wasze nastoletnie dziecko jest na pograniczu alkoholizmu albo za dużo eksperymentuje z dragami, możecie to zwalczyć w bardzo prosty sposób. Wystarczy, że jedno z was umrze w tragicznych okolicznościach (koniecznie po kłótni, żeby w dziecku pozostało poczucie winy), a drugie zaprezentuje postawę będącą mieszanką ciepła i ciapowatości. Jeśli tylko uda się wyważyć te proporcje, w dziecku zakwitnie instynkt opiekuńczy. W przypadku sukcesu na końcu będzie się można rozkoszować kojącym głosem Morgana Freemana opowiadającego o pingwinach. Prawda, jakie to proste? Aż dziw bierze, że są jacyś nastoletni alkoholicy.
Za to George Clooney jest rewelacyjny. Jedna z lepszych jego kreacji i chyba najlepsza rola spośród tych, które walczą o Oscara.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz