Griff the Invisible (2010)
Nie wiem, w co trudniej jest mi uwierzyć: w to, że "Griff" jest pełnometrażowym debiutem Leona Forda, czy w to, że film ma tak niska ocenę. Choć nie, oczywiście, że w to pierwsze. W końcu "Griff the Invisible" opowiada o ludziach niedopasowanych do normy społecznej, więc i sam film powinien odstawać od gustów milionów.
Mnie natomiast Ford oczarował. Miałem wrażenie, że nadajemy na tej samej fali. Zrobił bowiem film dokładnie w moim guście. Trafił w samo sedno. Griff i Melody ucieleśniają wszystko w co wierzę, że to, co wykracza poza normę nie musi od razu podlegać leczeniu. To, co dla przeciętnego Kowalskiego jest wariactwem, dla kogoś może być światem realnym. Próba pozbawienia go tego, to zbrodnia, rabunek z tego, co najcenniejsze: indywidualizmu. Griff i Melody mówią własnym językiem, nie pozwolili, by społeczeństwo stłamsiło ich wyobraźnie. Odnaleźli się w świecie równoległym, gdzie są sobą naprawdę. A w naszej rzeczywistości są ledwie cieniami i dobrze, że otaczają ich osoby, które pozwalają im nimi pozostać.
Pokochałem Griffa i Melody również dlatego, że grający aktorzy Ryan Kwanten i Maeve Dermody pierwszorzędnie ich zagrali. Całość wzmocniona została też świetną muzyką autorstwa Kids at Risk.
Jak dla mnie "Griff" to wspaniała pochwała wyobraźni. Z niecierpliwością będę wyczekiwał kolejnego filmu Forda.
Ocena: 9
no proszę, a ja po "czystej krwi" myślałem, że kwanten nadaje się tylko do latania nago po planie zdjęciowym. a tutaj był więcej niż przekonujący; griff i melody to para, której nie da się nie lubić:)
OdpowiedzUsuńjako że widziałem tylko pierwszy sezon czystej krwi, specjalistą od kwantena nie byłem, więc nie miałem opinii na jego temat :)
OdpowiedzUsuńzdecydowanie jednak nie przypomina playboya