Shame (2011)


"Wsytd" można odczytywać jako banalną, płytką i co najgorsza wtórną powiastkę o egzystencjalnych problemach osób skrzywionych psychicznie. Dla mnie jest to jednak ledwie patyna, pod którą kryje się prawdziwy skarb: przewrotna przypowieść afirmująca zwierzęcą część ludzkiej natury. Przez to "Wstyd" jest dla mnie jednym z najlepszych filmów satanistycznych, jakie widziałem.


Przewrotność polega na tym, że na pierwszy rzut oka film neguje popędy i pragnienia, piętnując ich antyspołeczny charakter i czyniąc z nich źródło wiecznych udręk dla bohaterów. W rzeczywistość jednak McQueen mówi coś odwrotnego. Reżyser na jaskrawym przykładzie przerostu libido przypomina nam, że jesteśmy zwierzętami, a zachowanie zwierząt rządzi się swoimi prawami. Jednak za świętoszkowatym Pawłem i dwulicowym Augustynem zwierzęce aspekty naszej natury zostały utożsamione z szatanem, grzechem i złem. Brandon cierpi ponieważ toczy wewnętrzną wojnę z samym sobą. McQueen pokazuje Brandona jako drapieżnika, wciąż na łowach, wciąż niezaspokojonego. I pokazuje też konsekwencje takiego zachowania przez pryzmat moralności judeochrześcijańskiej. Subtelnie przemyca w długich ujęciach myśl, że gdyby nie piętno, że gdyby nie sztucznie wytworzone rozdarcie między dwiema naturami człowieka, to Brandon nie tylko nie byłby nieszczęśliwy, ale mógłby w końcu stać się spełnionym człowiekiem. Symbolicznie myśl tę prezentuje gejowski darkroom. To, co tam się dzieje, to istne piekło wszystkich świętoszków. A jednak jest w tym coś wyzwalającego i całkowicie naturalnego w swym ślepo zwierzęcym aspekcie. Niestety Brandon może nie kontrolować zwierzęcia w sobie, ale nie może go zaakceptować, stąd wymaga kary, cierpienia i Boga.

Film ma znakomite kreacje aktorskie. Fassbender, kiedy potrzeba, ma w sobie ten zwierzęcy magnetyzm, który sprawia, że rozumiemy, dlaczego blondyna w barze wybrała jego a nie szefa. Ma też w sobie ten ból, który nosi Brandon. Carey Mulligan zaś to absolutnie numer 1 swego pokolenia. Ma szansę stać się legendą kina, jeśli tylko dalej z głową będzie wybierać swoje role.

Natomiast reżyser trochę mnie rozczarował. We "Wstydzie" demaskuje siebie jako pozera i histeryka. Pomysł z długimi scenami był interesujący, ale trochę przegiął. Tak, dłuższe sceny dają lepsze możliwości wykorzystania komunikacji niewerbalnej, co też McQueen czyni. Niestety chwilami sceny są za długie, wykraczając poza ich użyteczność albo też nieintencjonalnie popadają w farsę. Scena w deszczu pod koniec, jest równie nietrafiona, jak ostatnia scena w "Głodzie". Tam był to jedyny szkopuł, tu już niestety jest ich więcej.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)