Forces spéciales (2011)
Wojenna bajeczka, która jest bardziej pobożnym życzeniem niż ma jakiekolwiek zakorzenienie w rzeczywistości. Dzielni francuscy wojacy poświęcają życie dla pięknej dziennikarki, która nawet w najgorszych warunkach utrzymuje idealny makijaż.
Tu nie ma miejsca na refleksję i kontemplowanie odcieni szarości. Nikt nie pyta się o "big picture", o rzeczywiste przyczyny wojny. Liczy się tylko MISJA, tu i teraz, ratowanie konkretnego życia. A wtedy wszyscy okazują się dzielni i szlachetni i rzecz jasna honorowi. W tym kontekście postać terrorysty Zaiefa wydaje się zupełnie nie pasować do całości, jest wyjęty z innej opowieści, w której racje nie dzielą się tak łatwo na "dobro" i "zło". Zaief wydaje się jedyną tragiczną postacią, schwytany w pułapkę plemienno-religijnej polityki. Wprowadza dysonans, ponieważ w tej bajce zły powinien był być naprawdę zły, bez krzty "ale". Oczywiście ja wolałbym, gdyby cały film był bardziej skomplikowany, gdyby polityka i intrygi odgrywały tu większą rolę, a francuscy żołnierze okazali się mniej krystaliczni (gdyby na przykład twórcy nie starali się tak łatwo usprawiedliwić zaniechania działania żołnierzy).
Jako wojenne kino akcji "Terytorium wroga" sprawdza się jednak całkiem dobrze. Reżyser korzysta z całego spektrum efekciarskich chwytów, jak gwałtowne zoomy, bezwzględne cięcia, chaotyczne zdjęcia imitujące bliskość akcji, a w dramatycznych momentach slow-motion. Okraszone to zostało całkiem fajną muzą (choć nieco chaotycznie zestawioną). W sumie nic wielkiego, ale na wieczorny seans w sam raz.
Ocena: 6
Ci komandosi ratujący dziennikarkę to jakieś popierdułki, a nie zawodowcy. Bez planów ewakuacyjnych, bez wsparcia i walczący z wystawioną piersią budzą tylko litość, a nie poważanie dla profesjonalizmu.
OdpowiedzUsuńNo ale z drugiej strony, jeśli jest się aż tak niewrażliwym na kule (wystarczy porównać poziom trafności strzałów talibów i Francuzów), to po co plan B? ;)
OdpowiedzUsuń