(Untitled) (2009)
Spojrzenie na pretensjonalną sztukę współczesną. Jest w tym filmie coś fascynującego. Artyści są tu zakompleksionymi smarkaczami, dla których marzenie o wiecznej sławie tożsame jest z byciem chwilowym pupilem ogłupiałych mas. "Komercyjny" artysta to obelga. Każda potwora znajdzie swego amatora, wystarczy, że zostanie pokazana w odpowiednim towarzystwie. Sztuka współczesna w tym filmie zdaje się bazować na negatywnych emocjach, na odstraszaniu, szokowaniu, sprawianiu, by odbiorca był zmieszany własnym niezrozumieniem "dzieła". W ten sposób "choroba" twórcy zostaje zredefiniowana i to normalny człowiek w konfrontacji z dziełem zostaje postawiony w pozycji niższego, słabego, niepełnego.
Niestety film Jonathana Parkera rozwadnia to przesłanie dodając zupełnie niepotrzebny wątek uczuciowy. W ten sposób film jest bardziej przystępny i "normalny", ale traci swój drapieżny pazur. Nie do końca wygrana jest też postać marszandki. Mnie najbardziej podobała się w chwilach, w których zaklina rzeczywistość kreując artystę. W ten sposób zdaje się mówić, że tak naprawdę to ona jest jedyną artystką pracującą na dodatek na najtrudniejszym materiale, bo żywym, samoświadomym organizmie. Niestety Parker nie trzyma się konsekwentnie tej wizji postaci.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz