Cosmopolis (2012)


Po słabej "Niebezpiecznej metodzie" David Cronenberg wraca na właściwe tory. I choć film daleko odbiega od ideału, dla prawdziwego fana reżysera jest to lektura absolutnie obowiązkowa.

Choć bowiem "Cosmopolis" jest adaptacją książki, to ogląda się to przede wszystkim jako podsumowanie całej dotychczasowej twórczości Cronenberga. Jak pod mikroskopem ukazane zostały tu wszystkie jego fascynacje i obsesje. Poruszany jest więc temat cielesności i śmiertelności, zależność między życiem biologicznym a technologią, cała maszyneria ukazana jest jako wyraz impulsów erosa i thanatosa; władza, pieniądze, seks i pęd ku autodestrukcji.


Co więcej, "Cosmpolis" zbudowane jest prawie w całości na cytatach i parafrazach wcześniejszych filmów Cronenberga. Tam gdzie kończyła się "Mucha", czy "Wideodrom", tam zaczyna się "Cosmopolis". Tu bohater nie przechodzi transformacji. Ona już się dokonała. Eric otoczony jest technologią, pochłonięty przez limuzynę, w której oddaje się wszystkim czynnościom życia zawodowego i prywatnego. Limuzyna ma tu wyraźnie hermafrodytyczną symbolikę będąc zarazem swoistym fallusem penetrującym miejską tkankę, wbijając się w galaretę ludzkiego tłumu, jak i kobiecym łonem, macicą kryjącą w swym wnętrzu dziecię, freudowskie pierwotne pragnienie powrotu do stanu sprzed porodu, które to pragnienie napędza autodestrukcyjne zapędy każdej jednostki. Limuzyna jest więc Szatanem, zarówno tym z chrześcijańskich mitów, uosabiającym grzech, dominację, zniszczenie jako siłę rozwoju, jak i tym z satanistycznych wizji, personifikacją najbardziej podstawowych ludzkich popędów, gdzie chaos równa się życie, a porządek = śmierć.

To, co najbardziej mi się spodobało w "Cosmopolis", jest zapewne tym, co większości spodoba się najmniej, przez co film określać będą jako nudny. To dialogi, bardzo teatralne w swej naturze, ale zarazem niezwykle fascynujące, jeśli się w nie zagłębić. Przywodzi mi to na myśl filmy Dereka Jarmana, "Orlando" Sally Potter", "Dogville" Von Triera i wiele innych produkcji spoza kręgu kina komercyjnego. Dlatego też nie spodobała mi się cała otoczka. Mam wrażenie, że Cronenberg poszedł tu na zbyt duży kompromis i mimo wszystko podał widzom film w zbyt standardowej formie. Moim zdaniem mógł spokojnie nadać otoczeniu większą formę umowności, odrealnić zarówno samą limuzynę, jak i w ogóle nie wychodzić do świata zewnętrznego (czy raczej stworzyć jego sztuczny odpowiednik).

Mam nadzieję, że "Cosmpolis" jest zapowiedzią powrotu Cronenberga do formy i kolejny film będzie już na poziomie, jakiego od niego oczekuję.

Ocena: 6

Komentarze

  1. Interpretacja symboliczna jest dość odważna, biorąc pod uwagę, że to "tylko" Cronenberg :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może dlatego, że lubię Cronenberga :)
    A może źródłem symboli jest książka, której nie czytałem, więc nie mam żadnego punktu odniesienia innego niż twórczość C.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabym, a boję się. Ale na pewno się skuszę, tym bardziej, po artykule Sobolewskiego w DF.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie przeczytałem książkę. Nie rozumiem, dlaczego uznawana jest za kultową. Dla mnie to rzecz bardzo geriatryczna. Starzec piszący o świecie, w którym jest obcy, ale zamiast starca bohaterem czyni 28-latka. Przez to książka jest jeszcze bardziej fałszywa.

    Film jest o dwie klasy lepszy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)