Beastly (2011)
Chyba powinienem podziękować twórcom tego filmu. Dzięki nim odkryłem w sobie nowe pokłady perwersji, o jakich do tej pory nie miałem pojęcia. Bo jak inaczej potraktować fakt, że spodobała mi się Mary-Kate Olsen. Jako wiedźma Kendra wypadła rewelacyjnie.
A sam film? No cóż, można mu naprawdę wiele zarzucić. Ale paradoksalnie to właśnie swoim wadom zawdzięcza to, że jest intrygujący. "Beastly" odchodzi bowiem od tradycyjnego traktowania baśni o Pięknej i Bestii, która jest przecież w gruncie rzeczy przypowieścią o tym, by kobiety akceptowały swą masochistyczną i submisywną naturę, ponieważ to ona umożliwia im ujarzmienie męskiej zwierzęcości. Tu skoncentrowano się na Bestii, ale twórcy nie do końca chyba zrozumieli znaczenie roli głównej i uczynili z bohatera narcyza i egocentryka. I w tym właśnie tkwi moc filmu. Ponieważ zupełnie nieświadomie opowiedzieli o niemożliwości racjonalnego analizowania uczuć. Bo gdzie kończy się pragnienie Kyle'a by znów stać się pięknym, a gdzie zaczyna autentyczna miłość? Dla autorów "Beastly" to zbyt trudne zagadnienie, więc po prostu udają, że go nie ma. W rezultacie nigdy tak naprawdę nie dowiemy się, na ile prawdziwe jest uczucie Kyle'a. Twórcy próbują przekonać nas o jego czystości, ale nie rozwiązując napędzającego fabułę problemu umykającego czasu, mogą tylko modlić się, by widzowie nie myśleli zbyt długo nad motywacją bohatera. W ten sposób z pozoru uproszczony i ignorujący wszystkie odcienie rzeczywistości film, stał się niespodziewanie wielowymiarowy i zaskakująco wnikliwy.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz