Step Up Revolution (2012)
Gdybym chciał wziąć fabułę filmu na poważnie, to musiałbym czwartą część "Step Up" uznać za jeden z najbardziej perwersyjnych i cynicznych filmów, jakie widziałem w ciągu ostatnich paru lat.
Wątek córka-ojciec chyba zupełnie wbrew intencjom twórców przybiera tu monstrualne rozmiary kompleksu Elektry, który daleko za sobą pozostawia granicę normalności. Symbiotyczna więź przywoływana jest co pięć minut, ale to już przeszłość. Teraz więź ta się rozpada pod wpływem rozbudzonej seksualności córki. Ale ponieważ relacja jest wciąż patologiczna, o seksie nie ma mowy, więc jest on sublimowany w taniec. Niezaspokojona potrzeba seksualna pomiędzy ojcem i córką osiąga kulminacyjny poziom w scenie, gdy ojciec widzi córkę tańczącą erotycznie sugestywny taniec z młodym Latynosem. Łzy w oczach wynikają z uświadomienia sobie przez ojca, że już nigdy nie posiądzie córki, niezależnie od tego ile osiedli zabuduje fallicznymi wieżowcami.
Jest też wątek wuj-siostrzenica. Ja rozumiem, że to miało być zabawne i całkiem niewinne, ale twórcom i to nie wyszło. Scena, w której bohater ściąga koszulkę i prezentuje swoje perfekcyjnie wycyzelowane ciało tylko po to, by zabawić kilkuletnią siostrzenicę, budzi jednoznacznie skojarzenia z pedofilią. Zwłaszcza, że bohater wykorzystuje swoją półnagość by uczyć siostrzenicę tańca. A w "Step Up Revolution" taniec jest substytutem seksu, co widać w każdej scenie tanecznej, a zwłaszcza, kiedy tańczą główni bohaterowie.
To jest na swój sposób zabawne, że twórcy "Step Up" tak bardzo boją się seksualności młodych, że wolą już, by ci sublimowali popęd seksualny do potrzeby walki o lepsze jutro. Lepszy jest bunt niż seks.
Ale z drugiej strony nie ma się co dziwić, skoro bunt jest w tym filmie pokazany jako rzecz zupełnie bezsensowna. W świecie bohaterów (a więc i w tym, w jakim my żyjemy) wolność nie istnieje. Jedyne, o co możemy walczyć, to o podniesienie własnej wartości, przez co znajdziemy większą korporację, gotową zapłacić za nas więcej pieniędzy. Bunt kończy się sukcesem, kiedy buntownicy godzą się sprzedać siebie i się jeszcze z tego cieszą. Przerażająca perspektywa...
A tak na serio. "Step Up 4" to dowód na to, że filmy taneczne nie powinny być mieszane z ideologią. Wygląda to po prostu absurdalnie. Całość byłaby o wiele bardziej strawna, gdyby fabuły nie było w ogóle. Bo choreografie scen tanecznych są naprawdę dobre. Na mniej szczególnie duże wrażenie zrobiła sekwencja w galerii. Pyszna uczta audiowizualna. Do tego Ryan Guzman to niezłe latynoskie ciacho. Z pań Kathryn McCormick nie zrobiła na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. Zdecydowanie wolę grającą DJ-kę Cleopatrę Coleman.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz