Margaret (2011)
Ten film powstał pięć lat temu! Aż trudno w to uwierzyć. Choć nie. Po jego obejrzeniu jestem w stanie zrozumieć, dlaczego tak się stało. Przez cztery lata reżyser próbował znaleźć klucz do zmontowania nakręconego materiału. Pomocy udzielili mu Martin Scorsese i Thelma Schoonmaker. Niestety ostateczny rezultat rozczarowuje i zupełnie nie mogę pojąć zachwytów co niektórych recenzentów. Jeśli o mnie chodzi, to "Margaret" jest najgorszym filmem, jaki w tym roku widziałem w kinie.
Lonergan stworzył jedyne w swoim rodzaju artystyczne szambo, w którym znalazło się miejsce na wszystko. "Margaret" to tak naprawdę kilka filmów w jednym. To także kompilacja bardzo różnych stylistyk od niezależne komedii o nastolatkach wkraczających w dorosłość, przez obyczajowy dramat, po formalny eksperyment z maksymalnie wystylizowanymi dialogami. Problem w tym, że nie składa się to w żadną całość. Na ekranie panuje chaos, co 10 minut otwierane są nowe wątki, a stare rzucane w kąt, całkiem zapomniane. Poszczególne sceny często są emocjonalnie sprzeczne, przez co nieintencjonalnie autor popada w absurd.
Owszem, jest tu kilka ciekawych elementów. Podobały mi się niektóre dialogi. I w innych filmach byłby to powód do podwyższenia oceny. Tu jednak sprawiają, że jeszcze wyraźniejszy staje się twórczy bałagan. Nic nie ratuje "Margaret". Dziś jest to już tylko przypomnienie o tym, kim byli aktorzy, zanim znaleźli swoją niszę (Paquin dopiero miała zagrać w "Czystej krwi"!).
Ocena: 1
Lonergan stworzył jedyne w swoim rodzaju artystyczne szambo, w którym znalazło się miejsce na wszystko. "Margaret" to tak naprawdę kilka filmów w jednym. To także kompilacja bardzo różnych stylistyk od niezależne komedii o nastolatkach wkraczających w dorosłość, przez obyczajowy dramat, po formalny eksperyment z maksymalnie wystylizowanymi dialogami. Problem w tym, że nie składa się to w żadną całość. Na ekranie panuje chaos, co 10 minut otwierane są nowe wątki, a stare rzucane w kąt, całkiem zapomniane. Poszczególne sceny często są emocjonalnie sprzeczne, przez co nieintencjonalnie autor popada w absurd.
Owszem, jest tu kilka ciekawych elementów. Podobały mi się niektóre dialogi. I w innych filmach byłby to powód do podwyższenia oceny. Tu jednak sprawiają, że jeszcze wyraźniejszy staje się twórczy bałagan. Nic nie ratuje "Margaret". Dziś jest to już tylko przypomnienie o tym, kim byli aktorzy, zanim znaleźli swoją niszę (Paquin dopiero miała zagrać w "Czystej krwi"!).
Ocena: 1
Jeszcze nie spotkałem się z tak niską oceną tego filmu. Czyżby miało byc to zachętą do obejrzenia go?
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz go obejrzeć w kinie, to radzę się pospieszyć. Na pokazie, na którym byłem pojawiło się może kilkadziesiąt osób (a sala miała pewnie grubo ponad 300 miejsc). Frekwencyjnie będzie więc słabo i kina zapewne szybko go zdejmą.
OdpowiedzUsuń