Mamma Gógó (2010)


Nostalgiczny film o tym, że czas jest bezlitosny, nie da się go powstrzymać. Nawet wspomnienia stają się jego ofiarą i sztuka, która przecież mogłaby pomóc je uwiecznić pozostaje bezradna. To film o umieraniu i o tym, jak natura sprawia, że pamięć o nas samych jest stopniowo wycierana ze świata żywych. To pełna tęsknoty oda reżysera, który sam już młodość ma dawno za sobą.


Tak silne postawienie akcentu na nostalgię było ryzykownym posunięciem i muszę powiedzieć, że początkowo oglądało mi się "Mamę Gógó" niezbyt wygodnie. Ale po ostatniej scenie widać, że ta struktura miała sens. Friðriksson nie oswaja nas ze śmiercią, ani nie demonizuje choroby, dwie najczęściej wybierane ścieżki narracyjne w przypadku bohaterów starych, cierpiących na alzheimera. Wybiera własną, bardziej niebezpieczną drogę. Ryzykując, że jego film będzie zbyt ckliwy i przesłodzony, stworzył film, który naprawdę porusza.

Słodycz udało mu się zneutralizować historią syna-reżysera, która staje się pretekstem do porównania świata islandzkiego (a pewnie i większości małych krajów) kina ze chorobą alzheimera. Friðriksson widzi wiele podobieństw, co nadaje całości goryczy, bo jest swego rodzaju oskarżeniem dla rzeczywistości, w której żyje, w której musi albo udawać, że mu na sławie nie zależy albo też godzić się na bycie pachołkiem na usługach grupy trzymającej kasę. Tak samo jest z chorymi na alzheimera, którzy muszą ze wszystkich sił udawać, jeśli chcą zachować choć odrobinę autonomii.

Film ma kilka genialnych scen i dwie popisowe role: Kristbjörg Kjeld i Hilmira Snæra Guðnasona.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)