Le grand soir (2012)
Oto jeden z tych filmów, w których poszczególne części wypadają lepiej niż ich suma. "Wielkie wejście" ma kilka bardzo zabawnych momentów utrzymanych w konwencji humoru absurdalnego, który uwielbiam. Dziecko z McDonaldsa czy na punkowym koncercie albo też karuzelowy szubienicznik to perełki najwyższej jakości. Podobali mi się też rodzice głównych bohaterów, szczególnie matka.
Film ma również całkiem interesującą wymowę. To gorzka konstatacja współczesnego świata, w którym człowiek znajduje się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Z jednej strony są trybiki systemu, niewolnicy, którzy są zarazem swoimi nadzorcami pilnującymi, by nigdy nie zrzucili z siebie jarzma. Nagrodą za to są materialne dobra, spokój i bezpieczeństwo. Z drugiej jest wolność i swoboda, ale odbywa się to za cenę odrzucenia, biedy, ciągłej walki. Twórcy zdają się nie wierzyć w kompromis. Film kończy się smutnym wykrzyczeniem światu "We are not dead". Tyle tylko, że świat jest na to absolutnie obojętny.
Niestety mimo tylu zalet, "Wielkie wejście" wcale mnie nie zachwyciło. Jest w nim coś mocno nie tak, co sprawia, że jako całość po prostu się nie sprawdza. Trudno jest mi to ubrać w słowa, dokładnie wskazać, co to takiego, niemniej jednak nie potrafię przekonać się do tej produkcji.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz