Le moine (2011)
Dominik Moll kiedyś był moim ulubieńcem. Kiedy więc usłyszałem, że będzie kręcił "Mnicha" z niecierpliwością czekałem na film. Może miałem zbyt wygórowane oczekiwania, ale to, co zobaczyłem, kompletnie nie przypadło mi do gustu.
"Mnich" to fantastyczna historia, która żeni antyczną tragedię z chrześcijańskim światopoglądem. Co więcej, jest to jedna z tych historii, którą za swoją mogą przyjąć i katolicy (ale nie ci z moherami na głowie) jak i sataniści. Dla tych pierwszych "Mnich" będzie przypowieścią o teście, jaki szatan stawia przed każdym z nas, o tym, że pewność swych racji niepoparta doświadczeniem jest nic nie warta, a im wyżej jest człowiek, tym trudniejszy test go czeka. Wolna wola to odpowiedzialność, która nie jest tylko regułką wygłaszaną z ambony lub w konfesjonale, ale codziennym zmaganiem, jak w cytacie z psalmu 6. Dla satanistów jest to z kolei historia potwierdzająca siłę i władzę szatana, który jest w stanie skłonić do odejścia od Boga każdego.
Niestety Moll kompletnie nie wykorzystał tej historii. Co więcej, zrobił z tego jakąś przedziwną ramotkę skonstruowaną według szablonów nie będących w użyciu od kilkudziesięciu lat. Miałem wrażenie, jakby wstydził się niedzisiejszości całej historii. Ale jeśli tak, to po co w ogóle się brał za adaptację tekstu Lewisa?
Moll mnie rozczarował. I to już drugi raz. Poprzednio – przy "Innym świecie" – był jednak tylko współscenarzystą. Tu niestety jest także reżyserem.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz