Beefcake (1998)
Dziwny to film. Ni to dokument, ni to fabuła. Łącząc jedno z drugim reżyser chciał się chyba wykazać sprytem, ale nie jestem przekonany, czy to było dobre posunięcie. Mam wrażenie, że zamiast wzmocnić, rozwodniło to historię. Co innego krótkie inscenizacje, ale w "Beefcake" mamy tego zdecydowanie więcej i po początkowej dominacji wywiadów dokumentalnych, potem giną one w natłoku fabularnych pomysłów.
W rezultacie film staje się opowieścią tak naprawdę o niczym. Bo i nie pokazuje naiwności rewolucji z obyczajowym gorsetem, rozmydla absurdy takie jak procesy wytaczane przez pocztę, ślizga się po powierzchni problemu intencjonalnego lub nie wyzyskiwania młodych chłopaków i nie wgryza się w problem prostytucji, narkotyków i przemocy.
Mnie bardziej podobała się część dokumentalna, przez sam fakt ukazania przemijania czasu, co widać chociażby na przykładzie Joe Dallesandro. Fajne też były scenki udające zdjęcia archiwalne. Najsłabiej wypada fabuła, bo jest jakaś chaotyczna. Niby bohaterem jest Bob Mizer, ale później to Neil staje się dominującą postacią. I nie bardzo wiadomo dlaczego.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz