Chatroom (2010)


Dla mnie jedną z największych zagadek wszechświata jest fakt, że kino pozostaje bezradne wobec wirtualnej przestrzeni Internetu. Mimo że jest w mniej lub bardziej powszechnym użyciu od 20 lat, to praktycznie nie spotkałem się z filmem, który potrafiłby uchwycić istotę rzeczywistości wirtualnej i charakteru nawiązywanych w sieci relacji. Jedynym wyjątkiem, jaki przychodzi mi do głowy, jest belgijski "Ben X". "Chatroom" niestety tylko potwierdza wszystkie moje najgorsze opinie o filmach opowiadających o Internecie.


Podstawowym problemem z "Chatroomem" jest jego anachroniczność. Wizja internetowych pogadanek jest mocno przestarzała. Gdyby film powstał na początku XXI wieku, być może jeszcze bym ją kupił, ale pod koniec pierwszej dekady cała idea stojąca za filmem już się zdezaktualizowała. Koncepcja ucieczki od realnej rzeczywistości w świat fantazji, gdzie tworzymy alternatywne wersje siebie była popularna w latach 90., kiedy Internet był jeszcze domeną anonimowości. Ale anonimowość to już przeszłość, z której istnienia większość młodych ludzi, takich jak bohaterowie filmu, w ogóle nie zdaje sobie sprawy. Rozwój "portali społecznościowych" sprawia, że Internet nie jest alternatywą, a rozszerzeniem realnej persony. Sama wizja chatroomu jest też u Nakaty strasznie naiwna i zupełnie nieżyciowa. Przez co pojawia się wątpliwość, po co w ogóle osadzono tę historię w internetowych realiach.

Film pod koniec robi się ciekawszy, kiedy Nakata przestaje silić się na opowiadanie o internetowych relacjach, a wchodzi na znajome sobie wody horroru. Doskonale wie, jak budować napięcie, jak dawkować wrażenia. I dzięki temu finał daje radę. Ale w niewielkim tylko stopniu zaciera złe wrażenie, z tego co było wcześniej.

Ocena: 3

Komentarze

  1. Sali samobójców nie widzę żebyś komentował. Ciekawe co lepsze, bo polski film był całkiem na poziomie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sali nie widziałem i nie wiem, czy chcę obejrzeć. Z własnej woli polskie filmy bardzo rzadko oglądam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też byłabym ciekawa twojej opinii na temat "Sali samobójców", choć faktycznie jest on bardziej o życiu i zagubieniu się chłopaka i jego rodziny, w życiu realnym. Wirtualne znajomości, są jednym z tego przejawów, ale wydaje mi sie, że nieźle to zostało pokazane przez młodego Komasę.
    Wiesz, czasem mnie ciekawi i nie odbierz to jako krytykę swojej osoby, ale czystą chęc poznania drugiego człowieka, dlaczego ludzie nie oglądają polskich filmów uważając je za g... a amerykańskiemu g... poświęcają swój cenny czas, czasem owszem, krytykują, ale jednak oglądają. Ja wiem, amerykańskie g.. jest pod wieloma względami, bardziej zjadliwe (zdatne do zjedzenia rzecz jasna), bo lepszy obraz, dźwięk, praca kamery, ładni ludzie, dialogi, fabuła jakaś spójna, wszsytko się bardziej kupy trzyma po prostu, ale i tak wychodzi kupa. Ja oglądam polskie kino, bez szaleństwa, ale staram się spojrzeć, bo jednak co by nie było, jest polskie i stara się opowiadać o nas. Różnie to wychodzi, ale skoro ludzie się starają, to dlaczego by nie popatrzeć. Przeważnie, co tam, prawie zawsze - obecnie, wychodzi to nie najlepiej i kręcę nosem, trudno.

    A Ben X - dobry film!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mogę oglądać "polskie g...". Problemem są dla mnie filmy, które okazują się hitami lub przez wszystkich wychwalane są pod niebiosa. Zazwyczaj rozczarowują mnie i irytują. Dlatego wybieram "Fenomen" od "Domu złego" (choć obu dałem tę samą notę).

    OdpowiedzUsuń
  5. "Problemem są dla mnie filmy, które okazują się hitami lub przez wszystkich wychwalane są pod niebiosa"

    To rozumiem i zgadzam się z Tobą. A jest tak chyba na zasadzie, że Jak się nie ma tego co się kocha, to się kocha to co się ma. Ale napisałeś, że nie oglądasz jakby z założenia polskich filmów. Mnie też mierzą peany na cześć "Róży" - o wiele bardziej podobała mi się "Kobieta w Berlinie".

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie lubię podejścia polskich twórców do kina, którzy uważają, że jest to Sztuka. Przez to prawie każdy film jaki widziałem jest niepotrzebnie nadęty, jakby reżyserzy wstydzili się, że ich film mógłby nie mieć "drugiego dna". Najgorzej, kiedy dzieje się tak w filmach z potencjałem (to przykład "Domu złego", czy "Daas" - jednego z nielicznych filmów polskich, na który naprawdę czekałem i który strasznie mnie zawiódł).

    szybko policzyłem, że moja średnia ocena dla ostatnich 10 filmów polskich (nie liczę koprodukcji), jakie widziałem, wynosi 4,4

    OdpowiedzUsuń
  7. Zmartwiłeś mnie, choć przecież nie zawsze jesteśmy zgodni co do filmów, opinią o "Daas", czeka na mnie od jakiegoś czasu na nagrywarce, ale jakoś nie mam ochoty za niego się zabrać. Może czuję, że też się zawiodę.
    pewnie nie wszyscy polscy twórcy myślą, że tworzą sztukę przez wielkie "S", ale wiem, czuję, że większość wypuszcza filmy normalnie niedorobione. A co do filmów nadętych, to ostatnio taki właśnie widziałam, "Jestem twój", ale co mnie dziwi, że taki nadęty i przekombinowany, a jednak go pamiętam i czasem jeszcze o nim myślę - może w tym szaleństwie, bywa, jest czasem metoda?

    ocena 4,4 na 10 rozumiem? No tak, nie ma się czym zachwycać. Ja to czasem sobie myślę, że traktuję film polski, współczesny jak rodzice niedorozwinięte dziecko, którego najmniejsze chocby osiągnięcie, budzi w rodzicach zachwyt. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pocieszę Cię, że wielu osobom "Daas" się podobało. Ja liczyłem na dobre kino kostiumowo-kryminalne, a dostałem teatr telewizji z ambicjami metafizycznymi. A naprawdę na ten film czekałem jak na żaden inny polski obraz od lat

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)