Going Down in LA-LA Land (2011)


No proszę, Casper Andreas bardzo rozwinął się jako reżyser. Przebył daleką drogę od czasu żenującego "A Four Letter Word". Jak dla mnie "Going Down in LA-LA Land" to jego najlepszy obraz i z całą pewnością będę wyczekiwał następnego. Bo wciąż ma jeszcze trochę rzeczy do poprawienia.


Jeśli chodzi o "Going Down in LA-LA Land", to mój główny zarzut jest w zasadzie ten sam, co w przypadku "360". Na szczęście Andreas ograniczył liczbę wątków, przez co nie ma tu aż takiego bałaganu. Ale c'mon. Nie kupuję tego, że przez 90% czasu reżyser rozwodzi się nad tym, jak to Hollywood jest fabryką koszmarów miażdżąc marzenia i rozmieniając je na drobne korzyści finansowe, a potem pointuje to ckliwym finałem, w którym przekonuje, że jednak sny w Hollywood się spełniają.

Może jest to po prostu kwestia proporcji. Gdyby więcej czasu poświęcono na pokazanie rozwijającej się relacji między Adamem a Johnem, wtedy łatwiej byłoby mi się przestawić na to, że tak naprawdę oglądam bajkę o męskim Kopciuszku. Dlatego też uważam, że scena, w której John słyszy o zaręczynach kolegi z planu, powinna znaleźć się w filmie. Owszem, wtedy nie byłoby zaskoczenia z telefonem, ale dla mnie była to niezbyt miła niespodzianka.

A może chodzi tu o to, że po prostu część poświęcona rozwiewaniu się złudzeń bardziej mi się spodobała. Andreas niby pcha bohatera na dość standardową ścieżkę kariery, ale opowiada o tym na tyle ciekawie, że upadek bohatera śledziłem z uwagą. Przypomniał mi się "The Fluffer" Glatzera i Westmorelanda. W fajny sposób pokazany został tu przemysł porno. Andreas świetnie równoważy luźną atmosferę z bezwzględnym wyzyskiem. Ron jest postacią naprawdę sympatyczną, ale jednocześnie dokładnie wie, gdzie nacisnąć, jak kusić, by zdobyć to, co chce.

(Brent Bailey)
Spodobała mi się też postać Allison Lane, która jest taką łagodniejszą wersją głównego bohatera. Jej droga życiowa jest niemal identyczna, a jednak ma na tyle zdrowego rozsądku, by nie pogrążyć się po uszy, tak jak to się stało z Adamem. Ale może też dlatego to on dostaje szansę zrealizować swoje marzenie, a ona nie?

Ocena: 6

PS. Matthew Ludwinski. Cały czas nie mogłem się przyzwyczaić do tego, że ma on tak głęboki, niski głos. Wydawało mi się to strasznie dziwne. Zdumiał mnie też Jesse Archer, kto by pomyślał, że może tak fajnie wyglądać w okularach i krawacie.

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)