Castillos de cartón (2009)
Jest ich troje. Spotkali się na uczelni artystycznej. Marcos jest nieśmiały do tego stopnia, że w kontaktach z kobietami staje się impotentem. Jaimé jest mistrzem grafiki, pewnym siebie i wygadanym. Jose jest utalentowaną dziewczyną z zahamowaniami, które nie pozwalają jej przeżyć orgazmu. To ją obaj kumple wybiorą jako ostatni element swojego planu: trójkąta erotyczno-uczuciowego.
Początkowo wszystko wydaje się układać idealnie. Żyjąc iluzją, że artyści nie są normalnymi ludźmi, mamią się poczuciem wolności i swobody. Relacje wydają się ustalone, konstrukcja jest stabilna. Ale uczucia i artystyczne ambicje wymagają egoizmu, a ten prędzej czy później zagrozi iluzorycznemu szczęściu domagając się od bohaterów spojrzenia prawdzie w oczy. Marcos odsłoni bezwzględny rdzeń instynktu samozachowawczego, a Jaimé skonfrontowany zostanie ze swoją największą słabością.
Szkoda, że Salvador García Ruiz nie wykorzystał tkwiącego w filmie potencjału. Zrobił z niego nudną, telenowelową przypowiastkę, którą wyróżnia jedynie duża liczba scen nagości. Wszystko jest tu stłumione, jakby ukazane przez osmaloną szybę. Jakby sam reżyser nie do końca rozumiał skomplikowaną sieć emocjonalnych powiązań, pragnień i zazdrości, jaką zaplótł i w którą schwytał bohaterów.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz