Den skaldede frisør (2012)
Widzę, że kraje z ciepłym klimatem stały się celem Duńczyków, którzy muszą sobie na nowo ułożyć życia. W "SuperClásico" była to słoneczna Argentyna, a w "Weselu w Sorrento" są to równie piękne Włochy. W filmie Bier stają się miejscem, gdzie można w końcu sobie odpuścić, zaakceptować stratę i otworzyć się na nowe możliwości.
Ida, w porównaniu z resztą bohaterów, ma szczęście. Niby straciła pierś i nie jest pewna, jak długo pożyje, ale przynajmniej w jej przypadku strata i zmiana to procesy zachodzące w ekspresowym tempie. Gorzej mają Philip, który ze smutku zamknął się w sobie na całe lata i Benedikte, która jest tak wygłodniała uczucia, że stała się potworem pozbawionym empatii. Wszyscy bohaterowie śmieszą nieporadnością, odrzucają swoim egotyzmem, a jednak trudno im nie współczuć. Nawet tym najbardziej durnym. Oni wszyscy pragną tylko, by znalazł się ktoś, w czyich oczach będą piękni; chcą poczuć, że ktoś ich pragnie. W filmie jest to apogeum, lepiej być nie może, ale przez to właśnie napawa lękiem, ponieważ wymaga porzucenia pozorów i zaakceptowania własnej bezbronności wobec okoliczności.
"Wesele w Sorrento", może z racji tego, że akcja rozgrywa się głównie we Włoszech, przywodził mi na myśl filmy Oztepeka, tylko że z przesuniętymi akcentami. U niego oczywistym głównym bohaterem byłby Patrick, a Ida z Philipem byliby gdzieś na drugim planie. U Bier to ich historia jest najważniejsza dając nadzieję na lepsze jutro ale i przestrzegając przed całymi latami, których nie da się odzyskać.
Całość oglądało mi się nawet przyjemnie. Odetchnąłem z ulgą, że nie powtórzyła się sytuacja z "W lepszym świecie". Ale mimo wszystko, to jeszcze nie to. Po Bier spodziewam się jednak więcej.
Ocena: 6
Ida, w porównaniu z resztą bohaterów, ma szczęście. Niby straciła pierś i nie jest pewna, jak długo pożyje, ale przynajmniej w jej przypadku strata i zmiana to procesy zachodzące w ekspresowym tempie. Gorzej mają Philip, który ze smutku zamknął się w sobie na całe lata i Benedikte, która jest tak wygłodniała uczucia, że stała się potworem pozbawionym empatii. Wszyscy bohaterowie śmieszą nieporadnością, odrzucają swoim egotyzmem, a jednak trudno im nie współczuć. Nawet tym najbardziej durnym. Oni wszyscy pragną tylko, by znalazł się ktoś, w czyich oczach będą piękni; chcą poczuć, że ktoś ich pragnie. W filmie jest to apogeum, lepiej być nie może, ale przez to właśnie napawa lękiem, ponieważ wymaga porzucenia pozorów i zaakceptowania własnej bezbronności wobec okoliczności.
"Wesele w Sorrento", może z racji tego, że akcja rozgrywa się głównie we Włoszech, przywodził mi na myśl filmy Oztepeka, tylko że z przesuniętymi akcentami. U niego oczywistym głównym bohaterem byłby Patrick, a Ida z Philipem byliby gdzieś na drugim planie. U Bier to ich historia jest najważniejsza dając nadzieję na lepsze jutro ale i przestrzegając przed całymi latami, których nie da się odzyskać.
Całość oglądało mi się nawet przyjemnie. Odetchnąłem z ulgą, że nie powtórzyła się sytuacja z "W lepszym świecie". Ale mimo wszystko, to jeszcze nie to. Po Bier spodziewam się jednak więcej.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz